sobota, 1 kwietnia 2017

POLSKI HOGWART

Na moim drugim profilu w końcu zaczęłam projekt, o którym myślałam od dawna, czyli:
akademia-chrumkow.blogspot.com
Poznajcie tajemnice polskiej czarospołeczności.
A tak z innej półki, miałby kto ochotę na jakieś krótkie 10-rozdziałowe opko o tematyce ff? Jeśli tak, to jaka tematyka najbardziej przypadnie wam do gustu?
a) Pamiętniki Wampirów
b) Igrzyska Śmierci
c) Teen Wolf
d) Doctor Who?
e) Gra o Tron
f) Glee
g) The Walking Dead
Mam nadzieję, na jakiś odzew, wtedy na pewno Anayka wróci :P

niedziela, 17 stycznia 2016

Nowy Blog!

Hej. Kochani!
Pamiętacie mnie jeszcze? To ja, Anayka ;P
Miałam zamiar po zakończeniu Kosogłosów na dłużej odciąć się od blogosfery, troszkę odpocząć. Ale chyba było mi to nie dane, bo jak nagle napadła mnie wena, tak za żadne skarby nie chciała sobie iść. No i mam nowy blog, po raz pierwszy z moim autorskim opowiadaniem, więc, skoro niektórym z was naprawdę podobało się to, co piszę, to chciałam was do niego zaprosić :)
SZARY FORT, CZYLI JAK NIE ZGŁUPIEĆ NA ŚRODKU BAŁTYKU?
Od ponad dziesiątek lat Stowarzyszenie Nauk Antyczasowych Basenu Bałtyckiego wysyła kobiety w przeszłość, by dzięki swoim wdziękom i licznym romansom, dały światu teraźniejszemu potomków największych przywódców i artystów.  Tak zwani Historycy, to dzieci największych sław takich jak Homer, Vasco da Gama czy Hannibal żyjący w XXI w. Uczą się oni w Szarym Forcie, wielkiej, nowoczesnej szkole umieszczonej na samym środku bałtyckiej pustki. Są kształcone na polityków, dziennikarzy, artystów i profesorów, a przez naukowców uważani są za wybitne, wyjątkowe dzieci. Ale tak naprawdę fakt, że jest się synem Aleksandra Wielkiego lub córką Attyli, w połączeniu z buzującymi w okresie dojrzewania hormonami, może wpędzić w poważne kłopoty.
http://szary-fort.blogspot.com

czwartek, 15 stycznia 2015

007.Splecione liny

Zatoka Mgieł, Karaiby,
25 Kwietnia 1753 roku


Leniwie przechadzała się pomiędzy drewnianymi kolumnami podziemnego, ciemnego pomieszczenia. Spruchniałe deski trzeszczały przy każdym jej ruchu. Jej tejmnicze spojrzenie powoli objemowało cały pokój. Podtrzymywała dłońmi swoją długą spódnicę, tak, by nie zamoczyć jej w wodzie sięgającej tu kilku milimetrów. Nerwowo zagryzała wargę, ale przy jej postawie i spojrzeniu, nawet ten gest mógł wydać się przeciwnikom groźny. Delikatna, ale silna. Jak anioł, który w jedną chwilę potrafi zmienić się w diabła. Wilgoć w pokoju dawała jej się we znaki. Dziwiło ją ustawienie tego pokoju. Miał sufit i trzy sciany, ale w miejscu, w którym powinna być czwarta było cos w rodzaju brzegu moża, który podbywał deski delikatnymi falami. 
Pokiwała głową, odganiając od siebie obawy i ruszyła dalej. Zło wisiało tu wręcz w powietrzu. Wątpliwosci jednak nie były dla tej kobiety. Ona nie wiedziała, co to wątpliwosci, one wręcz uciekały od niej. Była uosobieniem zła. Alfą wsród innych omeg. Królową Kier. Wszystkim co niegodziwe. Charyzmą przewyższała niejednego mężczyznę. Własnie dlatego wszyscy za nią szli. Wystarczyło, że dobrała odpowiednie argumenty, a każdy poszedłby za nią nawet w sam srodek piekła. Dla niektórych, to własnie piekło było jej ojczyzną. 
Przy brzegu morza ujrzała dużą kwadratową budowlę, zakrytą czarnym materiałem. To było to, czego szukała, była pewna. Podeszła bliżej i zaczęła ostrożnie obchodzić kwadratową budowlę. Była okryta ciężkim, niemiłym w dotyku materiałem, u dołu zmoczonym przez morze. Przejechała ręką po niemiłym w dotyku materiale. Czuła, że znalazła to, czego szukała. Teraz wsytarczyło tylko pociągnąć za materiał. Tylko, że nagle, ni stąd ni z owąd dobiegły ją wątpliwosci. Może jednak tak wielka moc nie powinna zostać spuszczona ze smyczy? Usmiechnęła się kpiąco, jakby udowadniając własnym wątpliwoscią, jake są słabe wobec jej silnej woli, po czym z całej siły sciągnęła czarny materiał w dół, a ten ciężko opadł na ziemię. 
Z delikatnie tryumafalnym usmiechem na ustach wpatrywała się w swoje nowe odkrycie. Moc tak silną, że nikt nie miał prawa się jej przeciwstawić. Tak straszna, że nik nawet nie chciałby się jej przeciwstawić. Tak potężna, by zasiać mrok i zwątpienie w sercu każdego. Teraz jest w jej rękach. W tymże momencie odwróciła bieg historii. To nie piraci teraz będą musieli się bać. Ani chwili dłużej drżenia przed władzą inkwizycji angielskiej. Czas by wzięła sprawy w swoje ręce.
Z czasem gdy jednak przyglądała się temu, co znajdowało się w wielkiej klatce, zrobionej z czarnego jak węgiel metalu, musiała przyznać, że przerażenie i w niej zaczynało się pojawiać. Przerażające istoty, które obijały się z krzykiem o kraty ie wydawały się pokojowe nastawione. Ich zęby zamiast zwykłego kształtu, przybrały kształty małych trójkątów, takich jak u rekinów. Skóra ani w kawałku nie przypominała ludzkiej. A więc legendy były prawdziwe -pomyslała.- Tego tak chronili. Chciała stchórzyć i uciec, ale wiedziała, że to nie zachowanie godne pirata. Poza tym, kosci zostały rzucone, już za późno by się wycofać. Cały czas nie odrywała się od obżydliwych monstrów rzucających się z dzikim wyciem po klatce. 
W końcu zrobiła krok do przodu. Niepewnie zbliżyła się do klatki. W tym momencie jedna z dwójki monstrów odwróciła wzrok w jej stronę i momentalnie się uspokoiła, przestając się rzucać. Usmiechnęła się niegodziwie, po czym zaczęła przyjmować bardziej ludzką formę. Jej ciało stało się w pełni ludzkie, oczy przyjęły normalny kolor, ale skóra została niezmienna. Istota przegryzła z usmiechem koniuszek dolnej wargi i powoli, jakby unosząc się nad ziemią przysunęła się do piratki. Wyższa była od niej minimum o pół metra, bo mimo ludzkiej powłoki, dalej większa była od normalnego człowieka. Złapała się za kraty i spojrzała w dół, na stojącą naprzeciwko niej piratkę.
- Czy przybyłas nam pomóc, ludzka istoto?-zapytała delikatnym, kobiecym głosem w ogóle nie przypominającym ryków, które jeszcze niedawno z siebie wydobywała. Ten głos był piękny, kojący, który mółby należeć do niejednej angielskiej damy. Piratka wiedziała, że to zwykły kamuflarz. Że tak naprawdę, ten głos należy do potwora, który bez skrupółów rozerwałby ją na strzępy, a jednak dała mu się poniesć. Był zbyt piękny, by mu się opierać. Zbyt kojący, by nie rozkoszować się jego brzmieniem. 
W ostatnim momencie odzyskała jednak swiadomosć i wyjątkowo niechętnie wyrwała się z fali ciepła, wydzielanej przez głos.
- Nie- odpowiedziała, jednak zauważając, jak twarz istoty zmienia się z powrotem w twarz strasznego monstrum dodała szybko.- Jeszcze nie. Nie teraz. Uwolnię was, w dzień przesilenia, wtedy, kiedy nic już nie przeciwstawi się waszej potędze.
- Co chcesz w zamian?-zapytała głosem bardziej przypominającym węża niż człowieka. Cała iluzja pięknego głosu pękła jak bańka mydlana.
- Jedną, małą przysługę- dopowiedziała, a widząc spojrzenie istoty, które wyrażało aprobate, mówiła dalej.- Sprawicie mnie królową Karaibskich Mórz.
- Zgoda...- wysyczała istota, chwile potem jednak wyciągnęła ręce za kraty i chwyciła w niej piratkę. Podniosła kobietę tak wysoko, by zrównać się z nią spojrzeniami. Po chwili ewoluowała się już w poprzednią odsłonę. W monstrum.- Słaba ludzka istoto! Gdyby nie te obsydianowe kraty, które cię chronią, zabiłabym cię, za targowanie się ze mną! Jednak potrzebuję kogos, pionka, który mnie stąd wyciągnie. I dlatego naznaczam cię klątwą Olympii, tak bys mnie nigdy nie zdradzła. Klątwę zdejmę tylko ja, gdy już mnie stąd uwolnisz. W noc przesilenia!- wrzasnęła dziwnym, zmutowanym głosem, przez który w sercu piratki wykwiło prawdziwe przerażenie. Chwilę po tym, monstrum otworzyło buzię i wykonało gest, jakby chciało chuchnąć piratce w twarz. Jednak zamiast powietrza, z jej ust wydobywał się żar. Jakby chciała spalić kobietę. Jednak nie był to ogień, mimo iż kobieta czuła, jakby cos wypalało ją od srodka. 
Meduza pusciła neprzytomną kobietę na ziemię, nie z tryumfem spoglądając na kolejny pionek w swojej grze.


Morze Karaibskie,
Teraźniejszosć

Angelica Malon z usmiechem na ustach przechadzała się po brudnych uliczkach Tortugi. Panował tu hałas i smród, ale było to też miejsce, w którym nikt nie uczepił się ciebie z powodu wiary, koloru skóry czy innych mało ważnych spraw. Tu po prostu bili się, by się bić. Bez żadnych przekonań. To było miejsce godne każdego pirata. Kiedys, z opowiesci Sparrowa nie mogła zrozumieć, czemu tak bardzo mu się ono podoba. Teraz rozumiała. Bo to miejsca miało swój wyjątkowy klimat, którego ktos, kto nigdy nie żeglował pod czarną banderą nie zrozumie.
Z satysfakcją rozbiła pusty kufel po piwie o scianę jakiejsc kanjpy i ruszyła dalej linia brzegową wyspy. Gratulowała sobie swietnego planu, jaki wymysliła. Myslała, że będzie trudniej zdobyć Perłę, ale ten głupiec, Jack, jak zawsze zostawił ją pod opieką nieopowiedniej osobie. Tia Dalma, kto by się spodziewał. Zdawało jej się, że wypuszczono z niej Calypso już kilka lat temu, ale widać się myliła. Albo Calipso znów zdecydowała się zostawić kawałek swojej mocy w tym nędznym, ludzkim ciele. Co oczywiscie wydawało się Angelice głupotą, ale kim ona jest, by kwestionować decyzję Calypso? 
W każdym razem, cały czas nie potrafiła się wyzbyć wrażenia, że  poszło jej za łatwo. Tia Dalma jest za cwana, żeby dać się tak podejsć. Ona też musiała mieć jakis plan. Tylko jaki? Angelica głowiła się nad tym pytaniem już którąs godzinę, ale nic nie przychodziło jej na mysl. Wyciągnęła zza koszuli drogocenną butelkę, w której w smudze mgły pływała sobie malutka, rozmiaru pięsci Perła.
- Co jest z tobą nie tak?- zapytała, jednak nie liczyła na odpowiedź. Melancholijnie zaczęła postukiwać w szkiełko palcem.
Ale jej plan był dobry. Niestety, spodziewała się na statku Jacka, nie tej szczwanej wiedźmy, a jako, że wiedziała, że nietykalna jest istota naznaczona przez Calypso i nie może jej uwięzić w butelce wraz z tymi moczymordami z załogi Perły, kazała jej po prostu przekazać Jackowi, co stało się z jego drogocennym statkiem. Miała z nim do wyrównania rachunki. Ten cwaniak więcej jej się nie wymknie, obiecała to sobie. Nie miała zamiaru go zabić, ani torturować. Chciała po prostu utrzeć mu nosa, machając mu jego kochanym statkiem przed nosem, jak psu kiełbasą. 
Nagle usłyszała za sobą jakis ruch. Odwróciła się i zauważyła jak zza budynku, o który przed chwilą stłukła kufel z piwem wychodzą dwie osoby. 
Pierwszą z nich poznała od razu. Ten krzywy chód i niezdolnosć do ustania prosto była tak charakterystyczna, że nie dało się jej nie znać. Jack Sparrow nic się nie zmienił od ostatniego razu, kiedy Angelica go widziała.
Usmiechnęła się tryumfalnie do Jacka Sparrowa, a on zmierzył ją tym swoim spojrzeniem, jakby chciał przeswietlić ją na wsroks.
Obok niego stała młoda dziewczyna. Nie mogła mieć więcej niż siedemnascie lat. Miała karnację do złudzenia przypominającą karnacje Angeliki i takie same jak ona włosy. Jej oczy były ciemne i dzikie, tak bardzo dobrze jej znane. Twarz miała ładną o bardzo regularnych rysach. Kogos jej przypominała. Nie znała jej, a jednak miała wrażenie, jakby znała ją od urodzenia. Jakby były jakos połączone.
- Angelica- powiedział, usmiechając się po swojemu, dzięki czemu człowiek nie wiedział, czy po prostu się usmiecha, czy może to tryumfalny, lub podejrzliwy usmiech.
- Jack- odpowiedziała.- Może przedstwisz mi swoją nową towarzyszkę?
- Carmen Cortez- odezwała się bez wachania dziewczyna. W jej oczach Aneglica zauważyła iskierki odwagi. Takie jak u Jacka, gdy płyną ku otwartemu morzu swoją Perłą.
- Po co przyszedłes?- zapytała, drażniąc się z Jackiem.
- Myslę, że wiem po co- odpowiedział, zbliżając się do Angeliki i okrążając ją, jakby była potencjalnym niebezpieczeństwem. 
- Ach...czyżbys szukał tego?- zapytała Angelica z wrednym usmieszkiem wyciągając zza koszuli butelkę z Perłą i delikatnie nia wymachując. 
Jack zrobił minę, jakby ktos go mocno kopnął w brzuch. Wiedział, że jeden pochopny ruch, a butelka rozbije się w drobny mak.
- To niehumanitarne- jęknął.
- Mówisz to tak, jakby kiedykolwiek było ci znane humanitarne zachowanie- odpowiedziała Angelica.- A chyba nie muszę ci przypominać, że ostatnim razem kiedy się widzielismy zostawiłes mnie samą na bezludnej wyspie w sam wiesz jakim stanie. 
- To była wyższa koniecznosć- udprawiedliwiał się dalej pojękującym tonem.
- To też jest wyższa koniecznosć- odpowiedziała Angelica.
- Co chcesz w zamian za Perłę?- zapytał Jack, ale w tym samym momencie na niebie nad Tortugą pojawiły się dwa wielkie, oniste istoty, postury ludzkiej, jednak dużo od człowieka wyższe. Anelica nie mogła bardziej im się przyjrzeć, bo obydwa zanurokwały w bardziej zabudowanej częsci Tortugi, a po chwili całą Tortugę ogarnął wielki mróz, sprawiając, że nawet woda kilka metrów od brzegu zaczęła zamarzać. 
- Co to jest?!- wrzasnęła Carmen, udpadając, gdy ogniste monstra zanurkowały w głębi Tortugi, doprowadzając do małego trzęsienia ziemi.
- Chyba wiem- odpowiedziała Angelica.

--*--

No, chyba coraz bardziej zbliżamy się do senda pierwszej częsci tego opowiadania i do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Tak, głównym wątkiem bowiem nie będzie walka o Trybunał, lecz to, co stało się na Tortudze. A po tytule mojego opowiadania pewnie spodziewaliscie się jakiejs wielkiej walki kapitanów, jednak do takiej nie dojdzie, ale walka o Siedem Mórz na pewno się pojawi i będzie jednym z głównych wątków. Informuję również, że dodałam anonima do komentarzy na tym blogu i z tego miejsca prosiłabym wszystkich, którzy czytają ten blo, by zostawili pod tą notką swój komentarz, nawet jedno słowo, byle by był. Po prostu wiedzieć, dla ilu osób piszę.
Do następnej norki,
Priori :)



wtorek, 6 stycznia 2015

006.Niechciane spotkania

Zatoka Mgieł, Karaiby
Teraźniejszosć

Szpady latały w każdą stronę. Dźwięk obijanej się o siebie stali był wszędzie. Uszy bolały od wystrzałów armatnich. Wszędzie leżały ciała poległych w czasie walki, lub uciekinierów, którzy próbowali się wymknąć. Ogień walki pochłaniał całą Zatokę Migeł, nigdys wielką, uważaną za niezniszczalną fortece Pirackich Lordów. Każdy walczący wiedział, czyją winą jest to, że Zatoka stoi teraz w płomieniach. Piraccy Lordowie byli zbyt pyszni by uznać, że ktos może być tak zuchwały by próbować sforsować ich twierdzę.
Mówią, że zuchwałosć to zła cecha. Prawdą jest to jednak tylko w połowie. Zuchwałosć jest jak broń. W rękach głupca, może narobić jedynie szkód, jednak w rękach osoby inteligentnej i obytej w sztuce spiskowania, może doprowadzić jej posiadacza do wielkich rzeczy. I  w tej historii tak się stało. Ta zuchwałosć, którą posiadała Jovita Rodriguez, w połączeniu z jej sprytem i zaciekłoscią, oraz cechami jej sióstr miała zamiar uczynić je władcami tych pirackich lądów, na dźwięk których imienia, wszyscy piraci będą chować się po mysich  dziurach, jak portowe dziewki w czasie walk w kanajpach. 
Ale nie dajmy się zwariować. Żadnej z sióstr Rodriguez nie zależało na tym szambie, jakim jest władza. Może i to dziwne, ale nie walczyły wcale o władze. Wlczyły o honor i szacunek. Bo ileż to razy już piraci lekceważyli je tylko ze względu na płeć, czy przeżyte lata? I to był własnie ich największy błąd. Lekceważąc je, nie zauważyli, jak zwykłe, młode trzy dziewki, które wedłuf nich powinny pracować jako kelnerki w knajpach, lub Bóg wie co jeszcze innego, rosły w siłę, a ich statek stawał się powoli postrachem mórz.
Ale czas na streszczanie historii kapitanek Krwawej Wdowy, nastanie kiedy indziej, w przytulnym pubie, przy butelce rumu i kilku cherlawych szczurach lądowych, jako słuchaczy.
Wsród tłumówi innych piratów, jak kot wiła się jedna z sióstr Rodriguez. Przeslizgiwała się pomiędzy stalą szpad nieprzyjaciół, jakby były to niegroźne powiewy wiatru. Załoganci Krwawej Wdowy walcząc obok niej, nabierali do niej jeszcze większego szacunku, patrząc jak zwykła, szesnastoletnia (choć za miesiąc mijała siedemnasta przeżyta przez nią jesień) dziewka dzielnie walczy. Mimo swojego młodego wieku, lekcje fechtunku mógł pobierać od niej niejeden pirat. Jej załoganci od dawna smięli się i dowcipkowali na temat Barbossy, który mimo iż się do tego nie przyznałam, sam już dobrze wiedział, że w tym przypadku, uczeń przerósł mistrza już dawno.  
Jovita Rodriguez po raz kolejny zrobiła zmyslny unik, unikając ciosu nieprzyjaciela.  Korzystając z konsternacji agresora nie czekając przebiła go szpadą, a ten padł twardo na ziemi tuż pod jej nogami. Dziewczyna zdąrzyła otrzeć jeszcze pot z czoła, zanim kolejny pirat na nią natarł. Nie trwało jednak długo zanim i on oraz kolejnych trzech jego towarzyszy padło na ziemię. 
Nagle jednak cos się stało. W oczach Jovity zajasniała stal, a dziewczyna zdążyła zareagować tylko połowicznie. Ostrze szpady zdąrzyło przeciąć mocno jej przedramię, tworząc na nim długą, szkarłatną skazę, z której już po sekundzie zaczęła wylewać się posoka. Jovita przerzuciła szablę w drugą rękę, wiedząc, w jakiej sytuacji się znalazła. Nigdy nie porywała sie na cos takiego, jak walka lewą ręką. Nie mogła jednak nie przyznać, że tym razem jej przeciwnik miał wielką przewagę nad nią. Wiedziała, że już długo nie wytrzyma. I jej obawa spełniła się wmomencie, w którym brunetka poczuła mocne uderzenie w brzuch i opadła na brudną od krwi jej poprzednich przeciwników ziemię. Nie miała rany na brzuchu, bo agresor jedynie pchnął ją mocno w brzuch rączką swojej szpady, jednak z jej przedramienia sączyła się mocno krew. Dziewczyna upusciła szpadę. Wiedziała, że zaraz nadejdzie jej koniec. Nie tak miało być! Nie tak!  klęła w myslach  dziewczyna, czując nieznane jej dotąd uczucie. Strach. 
Jednak gdy zabójczy cios nieuronnie zbliżał się już w jej stronę, ktos stanął pomiędzy nią, a jej agresorem, odbijając atak pirata i z łatwoscią przebijając szpadą jego serce. Po chwili mężczyzna odwrócił się w stronę panny Rodriguez ukazując jej swą twarz. Jego czarne włosy pozelpiane od potu przyklejały mu się do twarzy. Delikatne rysy małego chłopca łamał delikatny zarost, a jego ciemnobrązowe tęczówki zdawały się wręcz wołać, o zatopienie w nich wzroku.
Pirat wyciągnął do Jovity rękę, z zamiarem pomocy jej we wstaniu z brudnej ziemi. Ta jednak tylko prychnęła, czego chłopak pewnie i tak nie słyszał przez zgiełk walki.
- Dam sobie radę- prychnęła. Tak naprawdę czuła wstyd za wczesniejszą sytuację. Ostatnim razem, uratowana została prawie siedem lat temu i obiecała sobie, że to był ostatni raz kiedy potrzebowała czyjejs pomocy. Niestety znów zawiodła.
Chłopak spojrzał na nią i zawadiacko się usmiechnął, a ona by uciec od tego usmiechu dobyła szpadę w rękę i starając się nie dać po sobie poznać bólu, jaki rozrywał jej rękę ruszyła do walki. Chłopak nie odpuscił jednak i dzielnie walczył u boku kapitanki Krwawej Wdowy.
- Jesli można spytać...- zaczął chłopak, gdy okolicznosci pozwoliły mu się znów do Jovity zbliżyć.- Co tak piękna dama robi w srodku walki?
- Czyż nie widać, że walczę o tę ziemię, tak samo zresztą, jak ty- odpowiedziała Jovita, nie poczuwając się do oficjalnych zwrotów per pan. 
- Nazywam się William Turner, kapitan Latającego Holendra, a ty?- zapytał po kilku minutach, gdy znów był na tyle blisko, by nie musieć krzyczeć.
A więc to kapitan Latającego Holendra... Zamysliła się chwilowo Jovita, szybko jednak przypominając sobie, że walka wokół niej trwa.
- Jov... Carmen Cortez, kapitan Krwawej Wdowy- odpowiedziała, gryząc się w język, że prawie zdradziła Turnerowi swoje prawdziwe imie.
Nikt nie pozwolił jednak jej na dłuższą rozmowę, ponieważ nie zważając na jakiekolwiek schematy zjawiła się obok niej Ana. 
- Jovita, nie ma Lucii!- wrzasnęła dziewczyna, przekrzykując tłum. Jovita natychmiastowo zrozumiała, dlaczego jej siostra, zrywa z niej kamuflaż Carmen Cortez i podchodzi do niej, demaskując ją. Piętnascie minut temu miała ustanowione spotkanie wraz z siostrami na pokładzie Krwawej Wdowy. Miały rozsądzić, co dalej zrobić. Kewstia tego, że Jovita się spóźni nie musiała być nawet uzgadniana, bo i tak każda z nich wiedziała, że tak się stanie, jednak brak Lucii, która słynie ze swojej wręcz cholerycznej punktualnosci był nieco przerażający. 
- Krwawa Wdowa, tam spokojnie porozmawiamy- powiedziała, nieco zdenerwowana. Była już mocno zmęczona. Rana na jej ręce dawała o sobie mocno znać i Jovita podejrzewała, że straciła już więcej krwi niż powinna.
Razem z siostrą ruszyły więc w stronę Krwawej Wdowy.
- Jak to nie ma?!- wrzasnęła Jovita, gdy oddaliły się już wystarczająco od walki.
- Podejrzewam, że mogła zostać porwana, wiesz jako zakładnik. Pewnie Piraccy Lordowie mysleli, że jest tą własciwą Carmen Cortez i pojmali ją, by nasza załoga przerwała ostrzał- wytłumaczyła spokojnie Ana, a Jovita mocno uderzyła głową we fremugę drzwi do jej kajuty. 
- Więc na co my czekamy. Znajdź Hektora, Ryana i kilku innych zaufanych ludzi i idziemy do tych szczwanych scierw.
Już po chwili Ana wraz z rozkazem zeszła z Wdowy, szukać towarzyszy do tej ryzykownej wyprawy, a Jovita została sama na pokładzie. 
Tuż po opatrzeniu swojej rany, szybko doszła do wniosku, że jej nadzieja, w związku z tym, że jest sama na pokładzie jest wyjątkowo płonna. Podeszła po cichu do beczek z prochmem i przystawiła podsłuchiwaczowi szablę do gardła. Szybko zorientowała się, że tym ów podsłuchaczem, był nie kto inny jak jej dzisiejszy wybawca.
- Czego chcesz, do cholery?!- zapytała, z wesciekłoscią wpatrując się w piękne brązowe tęczówki.
- Słyszałem, że chcesz isć po swoją siostrę. Bardzo mądrze, jednak musisz wiedzieć, że żeby odbić ją z ich łap nie trzeba po prostu siły mięsni, ani sprytu. Trzeba znać Trybunał, a tego ci chyba brakuje, prawda?
- A co ty możesz wiedzieć o Trybunale? Nie zasiadałes w nim nigdy- odburknęła.- Daj mi jeden powód, dla którego miałabym cię nie zabić?
- Po pierwsze, mnie się nie da zabić- zaczął.- A po drugie, tak się składa, że znam kogos, kto tak samo znał dawnych Pirackich Lordów, jak i teraźniejszy, nowy Trybunał.


Zatoka Meksykańska,
Teraźniejszosć

- Przez ciebie, ty zakuty łbie jestem przemoknięty do suchej nitki!- narzekał Pintel, powoli wkraczając na ląd Zatoki Meksykańskiej. Nie miał pojęcia, gdzie jest, jednak miał zamiar po prostu znaleźć jakis przutylny pub, w którym będzie mógł odprężyć się wraz z butelką rumu w ręce.
- To nie była moja wina, jak już ci powtarzałem, drewniane oko utrudnia widzenie- jęknął w obronie Ragetti. 
- Jasne, nic nie jest twoją winą!-odwarknął mu Pintel.
Po chwili naprzeciwko nich zamajaczył ciemny, niski kształt. Ragetti mocniej przyjżał się postaci idącej na nich. Wydawała mu się znajoma.
- Kundel!- krzyknął uradowany, patrząc na swojego psiego przyjaciela od kluczy, który swego czasu uratował i jemu i jego kompanowi życie.
- Zostaw ty te psisko- powiedział do Ragettiego Pintel, patrząc jak chuderlak biegnie w stronę psa, po czym łapie go w objęcia i głaszcze.
Ragetti kilka minut sciskał psiego przyjaciela, który widać również się za nim stęsknił, nie zwracając uwagi na zaczepki Pintela, któremu najwyraźniej nie pasowała ta zażyłosć. Ragetti jako nowo nawrócony wierzył jednak, że dla każdej istoty, która swego czasu mu pomogał powinien mieć respekt. A już szczególnie dla tego pociesznego pieska. Nagle poczuł jednak, jak po jego koszuli i spodniach spływa strumyk ciepłej cieczy, za którą rozchodzi się nieprzyjemny zapach.
- Pięknie, teraz jeszcze będziesz smierdział psimi szczochami!- wrzasnął zdenerwowany Pintel. 


Zatoka Mgieł, Karaiby,
Teraźniejszosć

Lucia Rodriguez powoli rozchylała powieki. Wszystko ją bolało. Było jej zimno. W całym pomieszczeniu, w którym się znajdowała, było zimno. 
A znajdowała się w celi. 
Nie wiedziała co tu robi. Była zdenerwowana. Nie zrospaczona, czy przestraszona, lecz wsciekła. Kto ma czelnosć ją więzić? Co za głupiec się na cos takiego porywa?! Już ona mu pokaże, gdy tylko się tu zjawi. Kto w ogóle mógłby wpasć na pomysł by ją porwać. Była pewna, że i tak prędzej czy później, albo sama się stąd wydostanie, albo siostry jej w tym pomogą. 
Mijały godziny, jednak nikt się nie pojawiał. Dziewczyna zaczęła powoli wątpić w to, czy osoba, która ją schwytała o niej nie zapomniała. Ale przecież o niej NIE MOŻNA zapomnieć. Nigdy nie pozwalała swoim wrogom o sobie zapomnieć i teraz nie zrobi wyjątku. Nagle poczuła jeszcze mocniejsze szarpnięcie zimnego powiewu wiatru.
- Gdy tu przyjdzie, powiedz tylko jedno zdanie. Angelika ma Perłę- usłyszała przy uchu kobiecy szept, jednak gdy się odwróciła, nikogo obok niej nie było. 
W tymże momencie usłyszała szczęk otwieranych drzwi i tuż pod jej celą pojawił się sredniego wzrostu pirat. Jego głowę okalały liczne dredy i kilka luźnych kosmyków włosów. Twarz miał przystojną, jednak wskazującą na nadużycia rumu. Ubiór jego był równie niechlujny, co piracki. Lucia wiedziała kim był ów jegomosć. Znany w całych Karaibach Jack Sparrow, zaszczycił ją swoją obecnoscią.
- I co, Aniołeczku, przyjemna celka?- zapytał, bawiąc się kratami i chwiejąc się na boki. Lucia nie potrafiła stwierdzić, czy po prostu był pijany, czy może on po prostu taki był. Przecież pierwszy raz go widziała. Większosć dowiedziała się jednak o nim z portowych legend, o szczwanym lisie Sparrowie.
- Angelika ma Perłę- powiedziała bez wachania brunetka, i nagle na twarzy kapitana Jacka Sparrowa wymalował się strach. Dziewczyna usmiechnęła się do siebie tryumfalnie. Ma go. Jack Sparrow jest w potrzasku.

--*--

Tamtaradam! Kolejny rozdzialik już gotowy. Wiem, że trochę późno, bo ponad tydzień czekania, ale wiecie, wolne, to i wędrówki po rodzinie. Co tu dużo mówić, mam nadzieję, że zostawiłam was w małej niepewnosci, co? Ostrzegam, że w rozdziale nie ma s z kreską, bo koerkta w moim komputerze się zepsuła i jest ustawiona chyba na inny język. Gdyby któras z was wiedziała, jak z powrotem przywrócić korektę na język polski, to byłabym wdzięczna, gdyby mi to zdradziła :)
Do następnego,
Priori :)




niedziela, 28 grudnia 2014

005.Przebiegły Sparrow

Zatoka Mgieł, Karaiby
Teraźniejszość


Młody kapitan Latającego Holendra stał na pokładzie swego statku, z zacięciem wpatrując się w przestrzeń. Zimny, wieczorny wiatr muskał jego policzki milionami małych igiełek. Nieustające, zharmonizowane dźwięki okrętu wprawiały go w dobry nastrój. Naciągane liny, dźwięk przecinanej tafli morza. Przez te lata nauczył się, że ten dźwięk powinien być dla niego uspokajający, bo innego nie usłyszy przez wiele lat. Właściwie, te odgłosy będą mu towarzyszyć do końca życia. Straszna to była prawda, ale jednak prawda.  Do Zatoki Mgieł było niedaleko. Miał zamiar posłać na brzeg jego ojca i kilku zaufanych majtków, by poszli dowiedzieć się prawdy. Następnym razem na ląd może wejść dopiero za trzy lata. 
Nagle z daleka zobaczył jakiś wybuch. Zza mgły nie było jeszcze widać Zatoki, jednak widział na początku czerwoną iskierkę, wzbijającą się wysoko ponad mgłę, aż nagle usłyszał szybko huk i z iskierki wyskoczyły kolejne iskry. To wyglądało, jak jakiś znak. To co stało się potem zupełnie zbiło Williama Trunera z pantałyku. W odległości czasowej kilku sekund od wybuchu iskierki, Will zaczął słyszeć strzały, armatnie wybuchy i krzyki od strony Zatoki. Bitwa w Zatoce Mgieł? Kto mógłby rozpętać tam Bitwę. Inkwizycje hiszpańskie i angielskie nie miały dojścia do tego pirackiego portu, kto więc byłby tak zuchwały, by napaść na port, w którym podobno dzisiejszego dnia zacumowały statki pod banderą najsilniejszych kapitanów z Trybunały Braci? Mógłby to być Jack, ale Will doskonale wiedział, że ten nie zaryzykowałby jego kochanej Perły, poza tym, Trybunał był zawsze dla niego złem koniecznym. Miał przecież swój własny kodeks. Mógł to być również Barbossa, ale on przecież utracił swój okręt. Will czuł jakby za wiele myśli kotłowało mu się w głowie. Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Tak nie wyglądało życie zwykłego pirata. Tak wyglądało życie takich piratów jak on, czy ten zdrajca Sparrow.
- Do żagli! Musimy się szybko dostać do Zatoki! Reszta szable w dłoń! Idziemy walczyć, wy morskie szczury!- wrzasnął do swojej załogi, która chyba nie za bardzo przejmowała się walką w Zatoce. Cóż, w końcu to nie ich walka. Takiego zachowania w swojej załodze nie lubił. Byli jak szkodniki. Wtrącali się z własnej woli w sprawy, z których mogli mieć jakiś zysk. Inne obchodzili szerokim łukiem. Poza tym, wystarczyło dać im tylko trochę więcej swobody, by zaczęli zachowywać się jak zwierzęta i przestali szanować własnego kapitana, o czym William bardzo szybko się przekonał, gdy zaczynał obejmować rządy na Latającym Holendrze. Dlatego teraz starał się być dla nich przynajmniej tak samo ostry, jaki kiedyś był dla nich Davy Jones. Nie było już w nim ani śladu dawnego, spokojnego kowala z Port Royale. 
- William, co ty wyprawiasz?- zdziwił się pierwszy mat, ojciec Willa podbiegając do niego do sterów. 
- Nie widzisz? Płynę do Zatoki Mgieł- odpowiedział, a jego ojciec zamilkł. Znał już na tyle swego syna by wiedzieć, że wszelkie próby odwiedzenia go od jakiegoś pomysłu skończą się niepowodzeniem.
- Zacumować, wy szkodniki, już!- rozkazał, a jego załoga spojrzała na niego e strachem, po czym przycumowała w porcie. 
Wszystko wyglądało gorzej, niż Will sobie to wyobrażał. To nie była walka pomiędzy inkwizycją, a piratami. To była wojna domowa. Piraci walczyli ze sobą nawzajem. Wilk pokręcił głową, w wyrazie zrezygnowania.  
- Z kim mamy walczyć?- zapytał jeden z załogantów, w gotowości trzymając uniesioną w ręce szable. 
- Nie wiem. Po prostu walczcie- powiedział zdezorientowany kapitan, a załoga, mimo iż rozkaz wydał im się co najmniej dziwny szybko wyskoczyła ze statku i ruszyła do walki. Will niestety mógł jedynie obserwować tę walkę zza pokładu Holendra, co było dla niego jeszcze większą urazą, niż gdyby przegrał z kimś pojedynek na oczach całej załogi. 
- Williamie- usłyszał czyjś syk nad uchem. Dobrze wiedział, kto to. Nie dziwiło go też do, w jakich okolicznościach ten gość się zjawił.- Czuję twoją chęć walki... wiem, jakie straszne jest dla ciebie stać i patrzeć na tę walkę twojej załogi- dokończyła kobieta kładąc mu rękę na sercu.
- Przyszłaś tylko po to, by sobie ze mnie zakpić, po tym, co dla ciebie zrobiłem?- zapytał. Coraz bardziej zaczynał żałować, że swego czasu miał miękkie serce dla wielu piratów i im podobnych ludzi.
- Ależ nie. Ty pomogłeś swego czasu mi, wrócić w te kruche ciało śmiertelniczki, tak jak cię o to prosiłam, więc teraz ja pomogę tobie- po  tych słowach William zaczął powoli przekonywać się do niektórych swoich dawnych uczynków.- To ja stworzyłam klątwę kapitanów Latającego Holendra, i ja mogę ją zdjąć, jednak nie na zawsze. Możesz dodatkowo dziś zejść na ląd, by wziąć udział w tej walce, ponieważ jest to walka szalenie ważna, jednak masz czas tylko do północy, bo po północy wybije kolejny dzień, a wtedy z powrotem będziesz musiał wrócić na Holendra.
- Więc mam siedem godzin?
- Dokładnie, i ani minuty więcej- powiedziała Tia Dalma po czym zniknęła, a kapitan Latającego Holendra dobył szpady i ruszył w bój. 


Zatoka Mgieł, Karaiby
Teraźniejszość

Kapitan Jack Sparrow wraz z kapitanem Kła Białego Wilka Edwardem Teague Sparrow cumowali w nikogo nieznanym miejscu w Zatoce Mgieł. Edward Sparrow jako że spędził większość swojego życia w Zatoce Mgieł, znał miejsca, o których większość piratów nie miała pojęcia. Gdy tylko sprawny słuch młodego Sparrowa usłyszał strzały, od razu zdecydowali się na manewr zacumowania z tyłu, tak by Kieł nie ucierpiał. Nie przypłynęli tu po to, żeby walczyć.
Tak samo, jak bardzo walka w Zatoce Mgieł zaskoczyła starego Edwarda, tak samo jego syna, nie zaskoczyła ona wcale. Jack, jako znawca ludzkiej, a raczej pirackiej psychiki, gdy tylko usłyszał o zmianach w Trybunale, od razy wiedział, że nie obejdzie się to bez (nie)małej wojny domowej. Znał za dobrze tych wszystkich Pirackich Lordów, żeby nie wiedzieć, że będą walczyć o utracone w Trybunale pozycje, a to, że własnie na ich oczach rozgrywał się ten spór, w którym on razem z kapitanem Kła był Szwajcarią dawała niezliczone możliwości do działania. Jack uśmiechnął się tryumfalnie sam do siebie.
- Czuję synu, że zwąchałeś już jakieś pole manewru?- zapytał Edward Sparrow, schodząc z Kła i mocno uderzając buciorami o mokry piach. 
- Musiałbym nie być sobą, ani żadną inną ludzką istotą, żeby nie zwąchać- odpowiedział, chwiejąc się jak zawsze na boki, mimo iż tym razem nie miał we krwi ani jednego promila, głównie z tego powodu, że w czasie żeglugi do Zatoki na Kle zabrakło rumu, co Jack bardzo ciężko przeżył. 
- Co więc masz zamiar zrobić?- zapytał ojciec kapitana Perły. 
- To, co w tym wypadku aż prosi się, by zrobić- odpowiedział, a stary Edward znów czuł się, jakby miał kupować kota w worku. Przyzwyczaił się jednak, że własnie tak pracowało się z jego synem, jednak jeszcze nigdy nie zawiódł się na żadnym jego złotym planie. Trzeba było przyznać, że niestety, ale młody przedstawiciel rodu Sparrow miał dużo więcej sprytu i przebiegłości, niż jego ojciec. Na nieuczciwości Jacka nie można jednak było się zawieść, jak mówił to sam Jack, co oznaczało, że ten szczwany lis raz może udawać twojego przyjaciela, by po chwili stać się śmiertelnym wrogiem, tak, jak stało się to z kapitanem dużo potężniejszej od Perły łajby- Latającego Holendra.Jack jednak nigdy nie chciał mówić o tym, co ich aż tak mocno poróżniło. 
Jack swoim chwiejnym krokiem zaczął powoli kroczyć przed siebie, ku tylnemu wejściu do sali obrad Trybunału Braci. Podgwizdywał sobie przy okazji pirackie szanty, a jego postawa nie wydawała się ani trochę spięta, mimo iż tuż obok niego, rozgrywała się wielka walka, a oni byli od niej oddzieleni jedynie cienką nitką drzew. 
W budynku było cicho, to znaczy nie licząc ciągłych strzałów z pistoletów i armat, nie było tu słychać ludzkiego pobytu. Młodszy Sparrow cmoknął niecierpliwie. Nagle z całej siły otworzył drzwi pokoju obrad i uśmiechnął się patrząc na żałosne twarze 'Pirackich Lordów' Sao Fenga, którzy z nietęgimi minami ukryli się w tym pokoju przed strzałami. 
- Cóż ja tu widzę. Piraccy Lordowie kryją się jak szczury?- zaczął i zaśmiał się, jednak nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy Lordowie czuli wstyd za swoje teraźniejsze zachowanie, szczególnie teraz, kiedy ich tchórzostwo zobaczyła taka papla jak Jack Sparrow. 
- Kto taki was zaatakował?- zapytał konkretnie Edward Sparrow przerywając synowi świetna zabawę z naśmiewania się z tchórzostwa kapitanów. 
- Czarna Wdowa- odpowiedział Sao Feng tonem, jakby chciał urwać obu Sparrowom łby.
- Ach... Stara przyjaciółka Cortez- kapitan Perły zaczął blefować. Tak naprawdę słyszał tak samo o Krwawej Wdowie jak i o jej kapitance, jednak nigdy nie miał okazji poznać, tej zapewne pięknej kobiety. Słyszał wiele historii o jej podbojach. O jej zmiennym jak morze charakterze. Raz była delikatna jak morskie fale uderzające o brzeg Tortugi, innym razem jednak była sprytna i przebiegła, jak sama Calypso, a jeszcze innym razem potrafiła być krwiożercza jak morski sztorm. Czasem w tortudzkich pubach natrafiał również na piratów, którzy sami mieli z nią styczność i twierdzili, że jest ona wiedźmą. Że potrafi się teleportować z jednego miejsca w drugie, zanim ktokolwiek się zorientuje. Jack oczywiście nie wierzył w te historie. Nawet największa wiedźma na tych morzach, która przez jakiś czas miała zajmować się jego Perłą, Tia Dalma tyle nie umiała, a co tu mówić o jakiejś dziewczynce, bo słyszał również, że jesieni przeżyła ona niedużo.- Jest naprawdę niebezpieczna i, jak widzę, wyjątkowo zuchwała. Chociaż, jeśli z góry wiedziała, że słynni kapitanowie skryją się w swojej norze jak szkodniki, to nie dziwię się, że zaryzykowała. Też bym tak zrobił, gdybym tylko wiedział, to co ona wie o was czego ja nie wiem i po waszych minach widzę, że wy też nie wiecie, co oznacza, że przewyższa was wiedzą o was samych. Bo przecież musiałaby zgłupieć, żeby zaatakować was bez żadnego powodu, co oznacza, że jej wiedza, jest dużo większa, niż nam się wszystkim wydaje, i że zlekceważyłeś ją nie dobierając jej również do Trybunału, Sao Feng. 
Po minach zgromadzonych zauważył, że chyba nie dużo zrozumieli z jego głębokiego wywodu na temat tej dziewki. 
- Czego chcesz Sparrow?- zapytała w końcu panna Ching. 
- Uwiadomić was, na tematy, na które widać sami nie potraficie się uświadomić- odpowiedział, podchodząc bliżej wielkiego stołu.- Rozumiem wszystko, świeżo upieczony Trybunał, ten mądry inaczej kapitan jako jego przywódca- zaczął Jack wskazując na Sao Fenga, który posłał mu za to mordercze spojrzenie.- Ale na gniew Calypso, jesteście piratami, nawet jeśli marnymi, a piraci zawsze walczą o swoje, a nie chowają się w mysich dziurach. Rozumiem jeszcze, gdybym to ja, lub Turner was napadł, ale aż tak przeraża was potęga jakiejś małej dziewczynki?
- Pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz to mówię, ale Sparrow ma racje.- Odezwała się panna Ching.
- Co ty robisz, synu, zawiązywanie z nimi sojuszu, to najgłupsza rzecz jaką mogłeś zrobić- szepnął Jackowi do ucha Edward Sparrow, gdy nikt nie spoglądał na Jacka.
- To nie sojusz, tatku, będą tańczyć jak im zagram, tylko daj mi to skończyć- odpowiedział mu szeptem.
- Więc na co dalej czekamy, kamraci?- zapytał Jack uśmiechając się znów tryumfalnie.- Najpierw złapmy tę dziewkę. Gdy będziemy mieć kapitana, będziemy mogli wiele ugrać z załogą Wdowy.  
Wszyscy kapitanowi zasalutowali na te słowa i uzbrajając się w szable i pistolety wyszli z pokoju w poszukiwaniu Carmen Cortez. Kule śmigały nad ich głowami, ale za każdym razem ich omijały, jakby byli nietykalni. Jakby czuły wobec nich zbyt duży respekt, by w nich trafić. Szli, szukając młodej, walczącej damy i nie zwracając uwagi na wszystkich innych walczących. 
W końcu Jack dostrzegł młodą kobietę, walczącą samotnie z trójką piratów i co prawda całkiem dobrze sobie z nimi radzącą. Była wysoka, na jej głowie spoczywał kapitański kapelusz, bardzo podobny, do kapelusza Hektora Barbossy, którego z dumą nosił tuż po odbiciu Perły z rąk Jacka. Z pod kapelusza wylewały się fale ciemnych włosów okalających jej ramiona. Czarny gorset z delikatnymi granatowymi wzorami idealnie podkreślał jej piersi. Miała na sobie krótkie, jakby obcinane siekierą ciemnobrązowe spodnie, sięgające zaledwie do połowy uda, z powtykanymi w kieszenie pirackimi chustami. Jednak jej nogi nie były odkryte, ponieważ już około dziesięciu centymetrów nad kolanami zaczynały się długie, wiązane pirackie kozaki na małym napiętku. Jack musiał przyznać, że była wyjątkowo seksowną i piękną kobietą, jednak o dziwo, w ogóle nie interesowała go w sposób seksualny, przez co Jack zaczął martwić się o swoją potencję.
- Chyba ją znalazłem- powiedział, uśmiechając się, gdy dziewczyna przebiła szpadą kolejnego pirata. 
Wszyscy piraccy lordowie rzucili się w stronę dziewczyny, która nie miała szans się obronić i już po chwili skończyła spętana wieloma grubymi linami.
- Witaj, aniołeczku- powiedział kapitan Perły uśmiechając się do ślicznej brunetki. 

--*--

Trochę długo rozdział się nie pojawił, ale to przez te swięta. Byłam nieco zajęta. Co do rozdziału, to jestem rozanielona, że w końcu mogłam napisać cos z Jackiem. Brakowało mi go, pewnie tak samo jak i wam. W tym rozdziale nie było retrospekcji, bo nie zmiesciłam, ale w następnym będzie i retrospekcja i cos z Pintelem i Ragettim, bo ich niestety też nie zmiesciłam. Ale wydaje mi się, że te rozdział nawet mi dobrze wyszedł. Myslę, że jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że wy też.
Pozdrawiam i życzę szalonego Sylwka,
Priori :)



środa, 24 grudnia 2014

Liebster Award

Juhu, pierwsza nominacja na tym blogu! Bardzo dziękuję ThingInsideOfMe za tę nominację. Nawet nie wiesz, jak mnie to natchnęło do pisania. Zapraszam przy okazji na jej bloga -->KLIK<--


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania i odpowiedzi:

1. Dlaczego zdecydowałas się na publikowanie swojego opowiadania w internecie?
Nie wiem, tak jakos wyszło. Tuż po obejrzeniu po raz setny Piratów z Karaibów i Skrzyni Umarlaka, postanowiłam cos o tym napisać.

2. Czy jest jakas specjalna osoba, której możesz zadedykować swoją pracę?
Cóż, najwyżej Johnny Depp i Orlando Bloom :)

3. Czy uważasz kończący się rok za udany?
Pewnie, że tak. W tym roku zaczęłam pisać książkę i odkryłam tajemnice bloggera, więc jest on wyjątkowo udany.

4. Gdybys miała w kółko słuchać jednej piosenki, jaką bys wybrała?
Chyba Eminem- Superman

5. Jakie miejsce najbardziej chciałabys odwiedzić?
Marsylie

6. Ulubiona książka?
Cała seria Trylogia Czasu. Polecam każdemu. Ostatnia częsć była tak wciągająca, że przeczytałam ją w dwa dni!

7. Masz jakies nawyki, których chciałabys się pobyć?
Tak. Bardzo łatwo się rozpraszam i obgryzam paznokcie. Nie znoszę w sobie tego!

8. Twoja największa zaleta?
Może poczucie humoru? Nie wiem, nie znam się na swoich zaletach :)

9. Masz rodzeństwo?
To trochę skomplikowane. Łącznie mam czwórkę, wszyscy młodsi, jednak to jest tak, że dwójka mojego rodzeństwa, z którą teraz mieszkam, to rodzeństwo przyszywane, od strony ojczyma, a dwójka młodszego rodzeństwa, z którą nie mieszkam to rodzeństwo od strony mojego ojca. Mieszkają razem z nim w jego ojczyźnie- Rumunii. 

10. Wolisz filmy polskie czy zagraniczne?
Jesli chodzi o filmy sci-fi lub fantasy, to oczywiscie zagraniczne, ale według mnie najlepsze komedie to stare polskie komedie.

11. Czy jestes szczęsliwa?
To dziwne pytanie, ale postaram się odpowiedzieć. Ostatnio wkroczyłam w okres dojrzewania i jestem szczesliwa tylko kiedy jestem z przyjaciółkami w szkole, lub kiedy piszę, jednak życie rodzinne to dla mnie ostatnio zło konieczne.

Moje nominacje:
1.http://dwa-zagubione-serca.blogspot.com/
2.http://jacksparrow-inlove.blogspot.com/
3.http://at-your-command.blogspot.com/
4.http://hybryds-family.blogspot.com/
5.http://heart-of-darkness-francine.blogspot.com/
6.http://no-one-speaks-the-truth.blogspot.com/
7.http://loveyou-forever-ever.blogspot.com/
8.http://journal-of-draco.blogspot.com/
9.http://dramione-teatr-uczuc.blogspot.com/
10.http://assassins-creed-revenge.blogspot.com/
11.http://find-light-in-the-darkness.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Dwa największe ciacha w show-biznesie?
2. Co sądzisz o swoim opowiadaniu?
3. Czy należysz do jakiegos fandomu?
4. Za co kochasz swięta?
5. Czy masz cel, związany z blogami, który chciałabys osiągnąć?
6. Czy są inne blogi, z których bierzesz przykład, lub które dają ci motywacje do pisania?
7. Trzy najważniejsze cechy twojego charakteru to?
8. Gdybys miała żyć w dowolnych czasach i wybrać sobie, kim w nich będziesz, na co bys się zdecydowała?
9. Jaki był najbardziej wzruszający film jaki oglądałas?
10. Czy masz inne hobby oprócz pisania bloga?
11. Wyobrażasz sobie swoje życie bez pisania?

Dziękuję bardzo :)

Już druga nominacja, tym razem otrzymana od mojej kochanej Frencine Elandie. Zapraszam gorąco na jej bloga o Aniołach Mroku -->KLIK<--

1. Ile czasu poswięcasz na pisanie jednego rozdziału?
Około trzech godzin

2. Jak poznałas blogosferę?
Poznałam ją dzięki Sheireen Nightshade i jej pięknej historii Dramione. Wtedy zapragnęłam również pisać blogi z opowiadaniami. Dużo jednak czasu upłynęło zanim z okropnego serwisu bloog.pl przeniosłam się na o wiele lepszego blogspota.

3. Jaką porę roku uważasz za najbardziej magiczną?
Myslę, że jest to lato. Wtedy czuję wokół siebie magię, gdy jeżdżę na letnie obozy, spotykam się ze znajomymi, czy wybieram się na plaże. Banalne, ale to cała ja :)

4.Jaką istotą magiczną chciałabyś być?
Wczesniej pewnie bym się zastanawiała, ale teraz, kiedy przeczytałam już Percy'ego Jacksona nie mam wątpliwosci co do tego, że chciałabym być herosem (pół bogiem, pół człowiekiem). Zawsze jak wyjeżdżam na letnie obozy, marzę o tym, jakby to było znaleźć się w Obozie Półkrwi.

5.Jakie masz plany na przyszły rok?
Zakończyć w końcu historię Gdy Umilkną Kosogłosy i zacząć nowego bloga. Najlepiej własnie Fanfiction o sadze Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, ale znając mnie, już za miesiąc przeczytam nową książkę, która skradnie moje serce i o tym będę chciała napisać. No i oczywiscie szablonowo, wydanie książki.

6.Jak nazywają się twoi najbliżsi przyjaciele?
Weronika, Sandra, Ola i Andzia oraz Kacper, ale to tak jakby cyber-przyjaźń. No i jest jeszcze Pan Niewiadomek. To mój niewidzialny przyjaciel, który potrafi zmieniać się we wiele osób. Był już Harrym Potterem, Jace'em Waylandem, główną bohaterką mojej książki Vanjah Cohen, Cztery z Niezgodnej, ale teraz jest Luke'em Castellanem lub Percy Jacksonem. 

7. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Pomarańczowy i żółty.

8.O czym marzyłas w dzieciństwie?
O tym, żeby być trenerem pokemonów. Albo, żeby być jedną z W.I.T.C.H lub Winx, ale tym się raczej nie chwalę.

9. Ile masz lat?
Trzynascie i pół.

10. Czy lubisz sport?
Uwielbiam. Sama dużo go zażywam. Uczęszcząłam już na boks i aikido, ale teraz przerzuciłam się na karate. Własciwie lubie prawie wszystkie odmiany sportu oprócz biegania, jazdy na rowerze i piłki nożnej.

11. Opisz siebie w trzech słowach?
Ekscentryczna, pomysłowa wariatka.

No i teraz muszę wskazać, kogo nominuję, a jest coraz trudniej, bo blogi mi się kończą:

1.http://power-in-decline.blogspot.com/
2.http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
3.http://dramione-ocean-uczuc.blogspot.com/
4.http://memoryisnotdevice.blogspot.com/
5.http://new-beast.blogspot.com/
6.http://amnesia-becouse-i-want-to-forget-5sos.blogspot.com/

I na razie tyle :)

Moje pytania:

1. Planujesz na przyszłosć, założyć jeszcze inne blogi? O czym miałyby być?
2. Kim chcesz zostać w przyszłosci?
3. Twój ulubiony piosenkarz/ka i zespół?
4. Czy jestes w pełni zadowolona ze swojego bloga?
5. Czy popełniłas kiedys jakąs gafę w blogosferze? Jaką?
6. Na podstawie jakiej książki/filmu/serialu najchętniej napisałabys fanfik?
7. Czy natrafiłas na hejty kierowane w ciebie, w blogosferze?
8. Co myslisz na temat agresywnych hejterów?
9. Czy lubisz jakies kanały Youtubowe?
10. Czy marzyłas kiedys o karierze show-biznesowej? Jakiej?
11. Jaki jest twój ulubiony blog, jaki czytasz?


Za trzecią nominację na tym blogu dziękuję Karolinie, a link do jej bloga macie tu: -->KLIK<---

1. Jaką książkę polecasz?
Całą serię Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy! Najlepsza książka EVER. Ale ostrzegam, film to czyste swiętokradztwo.

2.Gdybys mogła posiadać wymyslone przez siebie zwierze, jakie by to było?
Ja bym chciała mieć krowolota. Czyli pocieszną, czerwoną krowę ze skrzydełkami :)

3. Do jakiej gwiazdy show-biznesu możesz się porównać?
Myslę, że do Demi Lovato, bo my oboie mamy trochę kilogramów więcej :)

4.Gdybys mogła stworzyć jakąkolwiek grę komputerową, jaka byłaby jej rozgrywka?
Myslę, że stworzyłabym grę o gangsterze inwigilującym szeregi FBI, cos podobnego do filmu Infiltracja.

5.Jaki jest najgorszy film według ciebie? Dlaczego?
Są dwa takie filmy. Po pierwsze cała seria American Pie, jest głupia i w ogóle nie smieszna. No i ekranizacje Percy'ego Jacksona, jakis koszmar!

6.Co było do tej pory twoim największym sukcesem jako blogera?
Nie odnoszę w blogosferze sukcesów, więc myslę, że tych 26 obserwatorów, których posiadam na moim blogu o Igrzyskach Śmierci.

7.Jestes raczej optymistą, realistą czy pesymistą? Dlaczego tak jest?
Myslę, że jestem realistą, ale skłaniam się delikatnie ku pesymiscie. Cóż, ja po prostu wiem, czego mogę się spodziewać po swoim życiu.

8.Bez czego nie możesz wyjsć z domu?
Bez komórki.

9.Najbardziej szalona/smieszna/nienormalna rzecz jaką zrobiłas w swoim życiu?
Cały okres kiedy byłam na biwaku na aikido, to był najbardziej szaleńczy okres mojego życia.

10. Opisz idealnego faceta dla siebie?
Z wyglądu dwa typy: albo Liam Hemsworth albo Orlando Bloom (ewentualnie Leonardo DiCapiro), a jesli chodzi o charakter, to wystarczy, żeby był wierny, zabawny i uprawiał jakis sport.

11.Co smieszy cię najbardziej?
Smieszne słowa, które powstają, jak moje koleżanki, lub ja się przejęzyczymy.

Ja nominuję:
1.zamknij-oczy-sparrow.blogspot.com
2.lot-kosoglosa.blogspot.com
3.http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/
4.http://zmieniacz-czasu-victorii.blogspot.com/
5.http://dziennik-z-przyszlosci.blogspot.com/
6.http://the-first-avenger.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Z jaką postacią z bajki się utożsamiasz?
2. Kto wie o twoim blogu?
3. Masz swój ideał faceta?
4. Jakie opowiadania chciałabys napisać tuż po skończeniu tego bloga?
5. Czy byłabys w stanie podjąć się Ice Buckett Chellenge?
6. Jaki jest twój ulubiony szkolny przedmiot?
7. Jaka była najdłuższa seria książkowa, jaką kiedykolwiek przeczytałas?
8. Czy jest serial, bez którego nie możesz żyć? Jaki?
9. Jaką istotą nadprzyrodzoną chciałabys się stać?
10. Możesz wybrać jedeno miejsce z wszelkich powiesci fantastycznych, w którym zamieszkasz, jakie by to było miejsce?
11. Czy jestes zadowolona ze swoich blogów?


czwartek, 18 grudnia 2014

004.Plan ostateczny

Zatoka Mgieł, Karaiby
30 maja, 1753 roku


Niewysokie pirat przechadzał się po poniekąd swoim pirackim lokum. Było tu na tyle głośno, by nawet nie mógł usłyszeć swoich myśli. Tym razem te warunki były akurat sprzyjające. Rozglądał się wokół siebie swoimi ciemnymi, wyżartymi przez niegodziwość oczyma, wiedział jednak, że jego wzrok nie jest już taki jak kiedyś. Bał się misji, którą otrzymał, ale wiedział równocześnie, że jego 'pracodawca' był bezwzględny i ma trzy możliwości, wrócić bez wiadomości i zginąć z ręki bezwzględnych piratów, próbować zdobyć informacje i zginąć z ręki bezwzględnych piratów, lub dostać informacje i bezpiecznie wrócić na swój statek. Trzecia opcja wydawała się jednak najbardziej odległa. Starał się chodzić jak najciszej, ale butelka z rumu z rana, na którą został namówiony przez jednego ze starych druhów mu w tym nie pomagała. Oddychał z trudem, niemiarowo, a jego puls był prawie podwójnie przyspieszony. Delikatnie przysunął się do drzwi główniej sali narad i nadstawił w jej kierunku lewe ucho.
- Co to ma oznaczać?- usłyszał zza drzwi głos kapitana Amannda. Był podniesiony i wyraźnie wyrażał niezadowolenie.
- Nie mam zamiaru powtarzać dwa razy- powiedział tylko Sao Feng wyniosłym tonem. Przez kilka dni pobytu w Zatoce Mgieł, razem z nim i jego załogą pirat mógł spokojnie stwierdzić, że Sao Feng II był zwykłym skurczybykiem. Można go było spokojnie porównywać do kapitana statku, spod którego bandery pochodził. 
- Wezwałeś mnie tu z drugiego końca świata tylko po to, by poinformować mnie, że nie jestem już częścią Trybunału Braci?- Amannd wydawał się coraz bardziej rozdrażniony konwersacją, w której musiał uczestniczyć. Stary pirat dobrze wiedział co to oznacza. Tak długo żeglował pod czarną banderą, że wiedział, że taki ton głosu oznacza u piratów wielką chęć odstrzelenia głowy rozmówcy.
- Dopiero teraz odkryłeś, że pobudki piratów nie zawsze bywają szlachetne?- zapytał kpiąco Azjata, a Amannd warknął coś pod nosem, jak to miał w zwyczaju, kiedy się zdenerwował.
- Myślisz, że to tak zostawię?! Wezwę resztę starego Trybunału i razem się z tobą policzymy, ty samozwańczy gadzie!- wrzasnął w jego stronę Amannd, a pirat zza drzwi przymknął oczy. Przez te kilka dni nauczył się, jak bardzo Sao Feng nie lubił wyzwisk rzucanych w jego stronę.
- A kto miałby ci pomóc? Jack Sparrow? Nigdy nie widział niczego poza własnym zyskiem. A może Hector Barbossa? Z tego co wiem, nawet nie jest teraz kapitanem. Panna Ching, jest ze mną. Jaki więc masz wybór?- zaśmiał się Sao Feng. 
- Ty...policzę się z tobą!- wrzasnął Amannd.
- Własnie sądziłem, że tak powiesz- stwierdził Sao Feng, a po chwili do uszu pirata dobiegł huk pistoletu i coś upadło na ziemię.
- Ty szczurze!- zawołał znów Amannd. A więc Sao Feng go nie zabił? Cóż, nawet jesli nie, to po głosie słychać było, że i tak mocno go zranił. 
- Zabrać go!- zawołał Sao Feng, a pirat usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i po chwili ciężki kroki członków załogi przywódcy Trybunału.
- Gdzie mnie zabierasz?!- wrzeszczał Amannd, a w jego głosie pobrzmiewała nutka strachu.
- Tam gdzie zawsze było twoje miejsce, do celi- odpowiedział kapitan Smoka Singapuru, a pirat usłyszał, wleczenie czegoś ciężkiego po podłodze. Amannda. 
Starając się opanować strach, przed tym co się przed chwilą stało, ruszył z powrotem do kajut dla załogi. Nigdy coś takiego nie miało miejsca, odkąd żyje, a Calypso podarowała mu długi żywot. Nigdy piraccy lordowie nie stawali naprzeciw sobie. Zdarzały się czasem walki, ale Trybunał zawsze był jednością. Tak jakby rządem pirackim. Teraz, kiedy ten rząd się rozpadał, pirat był pewien, że czeka ich wojna domowa. Pojedynczy kapitanowie staną sobie naprzeciw. Wiedział jednak, że nie zostało mu to zadanie przydzielone po to, by rozmyślać, lecz po to, by się czegoś dowiedzieć. Musiał więc poinformować swój statek, o zbliżających się kłopotach.


Ocean Atlantycki, pogranicze Haiti
Teraźniejszość

Ragetti głupkowato przyglądał się krystalicznie czystej wodzie oceanu. Miał zamiar dojrzeć w nim niej choć jedną rybę, jednak na razie, nie widział nawet dna. W końcu w oceanie nie było to takie dziwne. Głębokość tutaj  mogła sięgać nawet pięćdziesięciu metrów, ale nie spieszyło mu się by to sprawdzać. Nagle kątem oka zauważył mały ruch. Zamaszystym gestem spróbował złapać ów poruszającą się istotę.
- Co ty robisz, barani łbie, nie wiesz, że w oceanie ryby nie pływają tak blisko tafli wody!- narzekał znów Pintel, gdy zobaczył, że jedyne co udało się złapać jego kompanowi, to sporych rozmiarów glon.
- Drewniane oko pogarsza jakość widzenia- usprawiedliwiał się Ragetti, mimo iż wiedział, że w ich sporach, zawsze wygrywał Pintel.- Obiecałeś, że kupimy mi szklane!
Pintel zmierzył swojego koleżkę beznadziejnym spojrzeniem, po czym wrócił do wiosłowania.
- Kopilibyśmy, gdybyś nie wpadł na kolejny złoty interes, na którym wyszliśmy z jedną łajbą na srodku Oceanu Atlantyckiego- przypomniał mu Pintel. 
- Skąd miałem wiedzieć, że nie uwierzą w przepowiadanie przyszłości?
- Och, zamknij się. To przez ciebie tu utknęliśmy- odparował tylko Pintel, kończąc tym konwersacje.
Wiosłowali dalej, co chwila obrzucając się niepewnymi lub wściekłymi spojrzeniami. Tkwili na środku Oceanu Atlantyckiego już trzeci dzień. Bardziej z tego powodu zły był jednak Pintel. Ragetti przyzwyczaił się już do takich ekscesów. Z każdym ruchem wiosła, wydawało im się, że brną dalej w nicość. Nagle, zza horyzontu zaczął majaczyć im jakiś kształt. Ragetti z uwagi na swoje drewaniane oko, zauważył to jednak z małym opóźnieniem. 
- To statek!- zawołał Pintel. -Tak! Ratunek!
Po chwili oboje zaczęli krzyczeć i nawoływać statku. Gdy jednak statek zaczął ich zauważać i brnąć w ich stronę, Pintel zauważył pewien szczegół. 
- To inkwizycja angielska!- zawołał i razem z przyjacielem zanieśli się panicznym krzykiem i skoczyli do wody. Zostali nawet bez łódki ratunkowej.


Zatoka Mgieł, Karaiby
Teraźniejszość

- W końcu czuję się jak na właściwym miejscu- powiedziała Jovita, przypatrując się ponuro wyglądającej Zatoce Mgieł. W  końcu tu dotarła do miejsca, w którym zbiera się Trybunał Braci. Od jakże dawna marzyła o tym, żeby pokazać tym starcom, że czas coś w nim zmienić. Czas by to ona i jej siostry mogły decydować za piracką społeczność. 
W całej sobie, czuła już tryumf, gdy Krwawa Wdowa cumowała przy jednym z brzegów.  Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie, czując na szyi kojący oddech zwycięstwa, po czym ruszyła szybkim krokiem w stronę kajuty kapitana.. To jest kapitanów. W kajucie siedzieli już Ana, Lucia i Barbossa, jak zawsze z nadgryzionym jabłkiem w ręce. Wszystkie spojrzenia odwróciły się na chwilę w jej stronę, gdy przekroczyła próg kajuty. 
- Własnie się zastanawiamy, czy jesteś dziś gotowa czynić honory i wystąpić na zgrupowaniu, jako Carmen Cortez*?- zapytał Hektor, odgryzając spoty kawałek jabłka. 
- Czy jestem gotowa? To chyba pytanie retoryczne, Hektorze- odpowiedziała najgroźniejsza z sióstr Cortez. 
- Więc dobrze, my z Aną zostaniemy na statku i będziemy wyczekiwać sygnału od ciebie- zadeklarowała Lucia, bawiąc się jednym ze swoich wysadzanych złotem sztyletów, które ukradła mnichom przemierzającym Cieśninę Meksykańską. Wiedziała, że sprawa ta jest na tyle poważna, że nie może nawet prosić o to, by to ona mogła być dziś Carmen. Plan, który dzisiaj wplotą w życie planowały od ponad pół roku i wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nikt nawet nie polemizował w kwestii tego, kto ma być tej nocy Carmen. Wiadome z góry było, że nikt się tak do tego nie nada jak Jovita. Najbardziej nieprzewidywalna. Nigdy nie wiedziałeś, czy naprawdę cie lubi, czy może w nocy przebije ci szpadą serce. Lucia dobrze wiedziała, że nawet Hektor się tego boi. Poza tym, Jovita grała swoimi regułami. Potrafiła doprowadzić przeciwnika do granic możliwości konwersacji, czy dalszego targowania się i tym samym wygrać. Była znawczynią psychiki ludzkiej, dlatego wiedziała, do czego dana osoba jest w stanie się posunąć. Co prowadziło do niezliczonych razy, kiedy to bez pozwolenia ryzykowała życie Lucii czy Any, a nawet całej załogi, bez żadnej zgody. Jednak strach i złość w takich sytuacjach szybko przemijała, gdy znów zyskiwali na idealnych interesach Jovity, praktycznie nigdy legalnych. Z czasem stało się też tak, że co mniej odporni na strach członkowie załogi zaczęli odchodzić i teraz ich załoga składała się tylko z najsilniejszych i najlojalniejszych dwudziestu trzech marynarzy. Jovita była w pełni zadowolona z tego składu, wiedziała, że z nimi może dużo zaryzykować i tylko to się dla niej liczyło. Tylko nie przepadała za bardzo za Ryanem, ale zrobiła prezent urodzinowy Anie, nie uśmiercając go wtedy, kiedy miała okazję. Cóż, żeglarz był z niego nienajlepszy, ale czego nie robi się dla siostry?
- Musisz mieć jeszcze coś, co zwróci na ciebie ich uwagę...- zaczął Hektor, tajemniczym tonem.
- Nigdy nie potrzebowałam pomocy, by zwrócić na siebie uwagę, nie pamiętasz Hektorze?- zapytała Jovita, przypominając sobie te wszystkie momenty, kiedy dała się ponieść swojemu charakterowi, terroryzując niektóre osoby na Perle razem z Barbossą, kiedy to jeszcze on był jej kapitanem.
- Wiem, wiem, oj tak...- Barbossa na chwilę się rozmarzył, a po chwili wyjął z kieszeni marynatki małą, złotą monetę. Według Jovity, niezbyt okazałą.- Proszę. 
- co to niby jest?- spytała piratka, obracając w dłoni monetę.
- To jest jedna z dziewięciu monet Braci Siedmiu Mórz. Każdy kapitan Trybunału taką posiada. Na pewno zainteresuje ich, jeśli będziesz mieć cos takiego ze sobą.
Jovita uśmiechnęła się do starego pirata. Czasem jego pomysły były całkiem niezłe. Schowała monetę w dekolt swojego gorsetu, wzięła do ręki dodatkową szpadę i wyszła z kajuty. Teraz, dostanie się do ich miejsca spotkań.
Dziewczyna szarpnęła mocno za drzwi sali obrad. Wcześniej trochę czasu zajęło jej rozprawienie się z piratami spod bandery Smoka Singapuru. Za nich nie chcieli jej tu wpuscić, więc poradziła sobie z nimi inaczej. Z chwilą gdy weszła do drewnianego, wyżartego przez korniki i śmierdzącego spróchlizną pokoju wszystkie spojrzenia były odwrócone w jej stronę. Dziewczyna przybrała swoją pokerową twarz, której używała w sytuacjach bardzo niemiło zapowiadającej się konwersacji. 
- Co tu robi ta dziewczyna, Shue?!- zawołał siedzący na środku stołu Azjata. Jovita domyśliła się, że musi to być Sao Feng. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. Cóż się dziwić, tym całym Shue, pewnie jednym z piratów pilnujących drzwi zajęła się Jovita. - Shue? Shue?!- Sao Feng chyba dopiero teraz zauważył powoli rozlewającą się na podłodze w korytarzu posokę. 
- Kim jesteś?!- zaabsorbowała się stara japonka, ubrana jak gejsza. Panna Ching. Jovita dobrze znała ją z opowieści Barbossy, z których wynikało, że nie była jego ulubienicą.
- Pytasz się kim jestem?! Myślę, że bardzo dobrze wiesz, kim jestem. Że każdy z waszego beznadziejnego stowarzyszenia wie, kim ja jestem- zaczęła gadkę Jovita. Wiedziała, że takie zastraszenie to na początek dobry ruch.
- Carmen Cortez...- powiedział szeptem jakiś mężczyzna. Nie był zniszczony i brudny jak inni piraci, co skłoniło Jovitę do stwierdzenia, że piratem jest od niedawna.
- Brawo.
- Czego chcesz?- zapytał ten sam mężczyzna.
- Myślę, że tego samego, czego wszyscy z was- odpowiedziała Jovita, wyciągając z gorsetu złotą monetę, którą otrzymała od Barbossy, co spotkało się ze zdziwieniem wszystkich w sali. Dziewczyna podeszła do mężczyzny i nachyliła się nad jego uchem.- Bogactw, władzy... zemsty- szepnęła mu do ucha, jak jadowity wąż i zobaczyła jak mężczyźnie zaczyna drżeć jabłko Adama.
- Mówże!- zdenerwowała się znów panna Ching. Zaczęła już szczerze Jovitę denerwować. 
- To chyba jasne. Uczestnictwa w Trybunale. Chcę być jego częścią- odpowiedziała tym razem bez ogródek. 
Sao Feng uśmiechnął się kpiąco w jej stronę, ukazując tym swoje okropne uzębienie. 
- I myślisz, że mamy zamiar ulec namowom jakiejs dzieciny?- spytał, a Jovita zaśmiała się pod nosem.
- Nie doceniasz mnie, Sao Feng- powiedziała, krzyżując ręce na piersiach, jednak zaczęła powoli się wycofywać. Gdy jej noga stała już w progu drzwi, szybko wyciągnęła ona z kozaka małą bombę po czym w ułamku sekundy podpaliła ją o jedną z pochodni i rzuciła przed siebie. Bomba wybuchła, nie czyniąc nikomu krzywdy, lecz rzucając oślepiający blask na całą Zatokę Mgieł. Po sekundzie całą zatokę  obsypał deszcz strzał i kul armatnich. Jovita czując, że wykonała idealnie swoje zadanie, zostawiła pirackich lordów za sobą i ruszyła pewnie w stronę swojego statku. Czas zawalczyć o Zatokę Mgieł.

*Jovita, Ana i Lucia podszywały się pod Carmen Cortez, by nie zdradzić się. To, że ich przeciwnicy wiedzieli tylko o jednej z nich wiele razy pomagało im w interesach, abordażach itp.

--*--

Ufff, udało się. Szczerze, strasznie bałam się, że nie zdążę dziś napisać czwórki, ale się w końcu udało. Miała być wcześniej, ale musiałam się uczyć do testów semestralnych. Na razie mieliśmy tylko trzy, a reszta po świętach, więc będę miała dla was dużo czasu kochani ;* Powiem wam, że sprawdziany z historii i polskiego były dużo łatwiejsze niż myślałam. Ale ta biolgia. Grr... Nie znoszę tego przedmiotu prawie tak samo jak matmy. A co do rozdziału, wydaje mi się lepszy od poprzedniego i mam nadzieję, że wam też. Poza tym  dziękuję bardzo za te 29 komentarzy pod poprzednim postem. To mój rekord. Jestem Mega szczęśliwa z tego powodu.
Pozdrawiam, 
Priori :)
PS: Jestem taka roztrzepana, że zapomniałam wspomnieć o bardzo ważnej sprawie. Bardzo, bardzo dziękuję Mrs.Punk/CM Pattzy za zrobienie mi tego cudownego szablonu. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna, kochana :)








Mrs. Punk