czwartek, 4 grudnia 2014

002. Spiski i tajemnice

Singapur
6 czerwca 1736 roku


Elizabeth Swann, a właściwie już Elizabeth Turner stała nad brzegiem morza. Delikatne fale rozbijały się o jej nagie stopy. Wiejący wiatr rozwiewał jej włosy, a mewy jak zawsze śpiewały swoją melodię. Elizabeth nie zwracała jednak uwagi nawet na piękny zachód słońca. Wpatrywała się w powoli ginące za horyzontem żagle Latającego Holendra. Chciała by okazało się to snem, jednak wiedziała, że to straszna rzeczywistość. Jej mąż, William Turner opuszczał ją na kolejne dziesięć lat. Przytłaczała ją myśl, że swojego ukochanego Willa zobaczy dopiero za dziesięć lat. I to przez kogo. Przez Jacka. Człowieka, którego oboje uważali za swojego przyjaciela. Wiedziała, że powinna mu być wdzięczna, bo gdyby nie on, serce Willa stanęłoby na zawszę. Jednak rozłąka na tak długo była dla niej jeszcze gorsza. Teraz zaczęła się zastanawiać co by było, gdyby zignorowała swoje uczucia i poślubiła komodora Norringtona, tak jak chciał tego jej ojciec. Może byłaby teraz jedną z tych pięknych panien dworu na jednej z angielskich skolonizowanych wysp? Tylko czy tego własnie chciała? Być zwykłą damą dworu? Gdy pierwszy raz stanęła na pokładzie Czarnej Perły była przerażona, musiała jednak przyznać, że to własnie piractwo było tym, co ją od zawsze ciągnęło. 
Smętnie opadła na jeden z wielkich kamieni na plaży i zaczęła łkać. Wiedziała, że nie wypada jej łkać. Znajdowała się w zatoce pełnej piratów, dla których łzy były wyrazem słabości, jednak nie mogła się opanować. Czy była gotowa na teki poświęcenie, by czekać na Willa aż dziesięć lat, tylko po to, by mieć go całego na tylko jeden dzień? Sama nie wiedziała. Teraz była pewna tylko tego, że za młodego kapitana Turnera była gotowa oddać życie. Najgorsze było w tym jednak to, że kompletnie nie wiedziała, co ma teraz ze sobą zrobić. Nie mogła wrócić do Port Royal odkąd rządził tam Buckett, który niczego innego tak nie pragnął jak głowy jej i Willa. Nie mogła przyłączyć się do Willa, a nawet nie brała pod uwagę opcji, że mogłaby żeglować pod banderą Jacka. Była w kropce.
Nagle usłyszała za sobą szelest piasku spowodowany czyimiś krokami. Odwróciła się w stronę dźwięku i zauważyła trzech, grubych piratów.  Rozpoznała ich. Byli z jej byłej załogi. Z załogi Sao Fenga. Mieli na sobie tylko luźne spodnie obwiązane grubym pasem, za którym znajdowały się ich szable i pistolety, oraz czarne, krótkie kamizelki. Jeden z nich na łysej głowie wytatuowany miał topór.
- Elizabeth Swann, tak?- powiedział jeden z nich uśmiechając się złowieszczo. Elizabeth ściągnęła brwi, zastanawiając się, czego piraci mogą od niej chcieć. Wiedziała, że w razie potrzeby zdoła się obronić. Will uczył ją szermierki na bardzo wysokim poziomie, bo twierdził, że jeszcze przyjdzie czas, kiedy Elizabeth będzie musiała pojedynkować się z Jackiem.
- Tak- odpowiedziała krótko, niepewnym tonem.
- Idziesz z nami- odpowiedział najgrubszy z piratów i podszedł do Elizabeth, a ta wstała szybko i wyciągnęła z pochwy swoją szable. Była gotowa do walki. Pirat spojrzał na nią, po czym zaśmiał się głośno.
- Myślisz, że chcemy ci coś zrobić?- odezwał się ten z tatuażem na głowie.
- Uwierz, mi, że owszem, chcielibyśmy ci zrobić kilka rzeczy- wpadł mu w słowo kolejny pirat obrzydliwie się oblizując.- Jednak nie możemy ci nic zrobić złociutka. To rozkaz Sao Fenga.
- Przecież Sao Feng nie żyje. Widziałam jego śmierć na własne oczy- powiedziała zdziwiona odpowiedzią piratów.
- Słodziutka, po twoim odejściu wybraliśmy na kapitana Sao Fenga II- powiedział najchudszy z piratów.- I własnie na jego zlecenie tu jesteśmy. Powiedział, że mamy ruszyć po poprzedniego kapitana i przyprowadzić go do niego.
Elizabeth przyjrzała się każdemu z piratów podejrzliwie. po czym po krótkim zastanowieniu uznała, że nie ma co się kłócić i że lepiej iść z nimi dobrowolnie. Jeśli Sao Feng nie miał wobec niej uczciwych zamiarów, z pewnością poradziłaby sobie z ucieczką stamtąd. Bez słowa ruszyła za trojgiem piratów.
Siedziby Sao Fenga nie zmieniła się nic, odkąd była tu ostatnim razem. Dalej była ona w kanałach pod miastem. Deski były przeżarte wilgocią, a wszystko śmierdziało tu stęchlizną. Brudni, zniszczeni ludzie przesiadywali po kątach wśród szczurów i różnego robactwa. Wszędzie walały się beczki z prochem, czy kule armatnie. Nad całą siedzibą unosiła się cienka mgiełka sięgająca do kostek. Elizabteh nawet cieszyła się, że nie widzi podłogi po której stąpała. Kto wie co się na niej mogło znajdować.
W końcu doszli przed oblicze samego Sao Fenga II. W drodze do siedziby Elizabeth przysłuchiwała się rozmowie piratów, przez co wiedziała, że Sao Feng II jest bratankiem Sao Fenga, i że jest dużo bardziej krwiożerczy od starego kapitana. Wyglądem jednak bardzo go przypominał. Był niski i chudy, miał skośne oczy. Jego twarz miała kształt kwadratowy i była usiana wieloma bliznami. Tak jak poprzedni kapitan, też był łysy. Jego bródka była jednak długa, sięgająca aż do połowy klatki piersiowej, spięta w wątki kitek. Wbijał w Elizabeth spojrzenie jego wściekle pomarańczowych oczu.
- A więc to ta sławna Elizabeth Swann, której udało się zakpić z moje wuja? Podobno miał cię za Calipso. Bardzo sprytnie- powiedział i przysunął się do Elizabeth, a ta poczuła jak chłód przechodzi przez całe jej ciało.
- Turner. Teraz już Elizabeth Turner- wycedziła przez zęby, rozeźlona wcześniejszą uwagą Azjaty.- I nigdy nie chciałam zakpić z mojego poprzednika. Sam doszedł do wniosku, że jestem Calipso i nie chciał przyjąć do wiadomości, że się myli.
- Cóż, może i tak. Ale nie dlatego cię tu sprowadziłem. Chodź za mną- powiedział i ruszył w jakiś nieznany Elizabeth korytarz, a ta potruchtała za nim.- Wyobrażam sobie, że po tym, jak twój mąż odjechał na kolejne dziesięć lat, a twój ojciec został zabity, nie masz dokąd wrócić?- zaczął, ale gdy nie spotkał się z odpowiedzią, kontynuował.- Widzisz, wpadło mi w ręce coś, czego nie pragnąłem mieć. Jednak nie mogę tego wyrzucić, ani nic z nim zrobić. Widzisz, muszę dopilnować to. Strzec tego dniami i nocami, bo jeśli się wydostanie, zasieje zgubienie we wszystkich Siedmiu Morzach. Potrzebuję kogoś zmyślnego, z dużymi umiejętnościami, takiego jak ty, by mógł pomóc mi się tam zająć.
W końcu stanęli naprzeciw wielkiej klatce. Elizabeth spojrzała na jej zawartość i zakryła usta dłonią. To o tym przed chwilą mówił Sao Feng. Nie wiedziała kto to, ale była pewna, że nikt dobry. Klatka aż trzęsła się od gniewu jej więźniów.
- Mam być strażniczą...tego czegoś?- zapytała, nadal przerażona tym, co działo się w klatce.
- Tak. Jesteś mądrą kobietą i wierzę, że sobie poradzisz. Za to mogę ci zapewnić bezpieczeństwo i, za te dziesięć lat, że William Turner będzie mógł spokojnie zacumować swój statek w Singapurze, by się z tobą spotkać- odpowiedział. W jego oczach nie było strachu, przed tym, co kryło się za kratami klatki. Kryło się w nich obrzydzenie. Elizabeth chwilę pomyślała nad propozycją Sao Fenga.
- Zgoda- odpowiedziała po chwili.




Tortuga, Karaiby
Teraźniejszość

Kapitan Jack Sparrow chwiejnie utrzymywał równowagę na krześle w gospodzie 'Wesoła Bandera'. Wczoraj wieczorem, gdy dopływali już do wyspy na jego ukochaną Perłę natarł wielki sztorm. W całym swoim życiu ani Jack, ani nawet starszy od niego Gibbs czegoś takiego nie widzieli. Cudem było to, że z Perły w ogóle coś zostało. Gdy jednak przybili do Tortugi, a Jack zobaczył na własne oczy stan jego kochanego okrętu, załamał się. Nakazał Gibbsowi zrobić z tym porządek, do następnego zachodu słońca, a  sam udał się do pierwszego lepszego baru, by w spokoju przemyśleć to, co działo się wokół niego. Niestety, głębokie przemyślenia okazały się dużo trudniejsze, niż się podziewał i co chwila zmuszały go do sięgania po coraz to nowe butelki z rumem. I tak własnie Jack Sparrow dotrwał do tej chwili kiedy miał na swoim koncie już osiem butelek rumu, dwie bijatyki i wyjątkowo nieświeży oddech. 
Upił własnie ostatni łyk z ósmej butelki rumu, nie zwracając uwagi na krzywo patrzącą na niego barmankę, kiedy do jego stolika ktoś się przysiadł. Przyjrzał się uważnie osobie przed sobą, po czym wyciągnął daleko rękę, by sprawdzić, czy postać jest namacalna. Nie byłby zdziwiony, gdyby to były halucynacje po dużej ilości rumu.
- Tatuś?- zapytał kpiąco, łamiącym się głosem, od małej ilości krwi w rumie przepływającym przez jego ciało.
- Witaj Jack- przywitał się z nim stary kapitan Sparrow, po czym zabrał mu dziewiątą już butelkę zanim Jack zdążył wypić z niej chociaż łyk i sam upił z niej sporą ilość złocistego płynu z butelki. 
- Co tutaj robisz?- zapytał Jack momentalnie wracając do rzeczywistości Takie ilości rumu nie robiły już wrażenia na jego zaprawionym w bojach organizmie. 
- Nie mogłem po prostu przyjechać odwiedzić rodzonego syna?- zapytał, a Jack tylko uśmiechnął się w ten typowy dla niego sposób, po czym zbliżył się do ojca.
- Ostatnim razem odwiedziłeś mnie siedemnaście lat temu- zauważył.- I to tylko dlatego, że chciałeś mnie powiadomić o zebraniu Trybunału, czyli nie chciałeś po prostu spotkać się z synem, czyli twoje spotkanie ze mną nie było spotkaniem ojca z synem, a spotkaniem pirata z piratem- powiedział, spoglądając na minę ojca, która wyrażała jedynie to, że stary Edward Sparrow nie wie, czy się śmiać czy płakać, ani czy jego syn po prostu przedawkował rum, czy może kompletnie oszalał z nadmiaru piractwa.- Lepiej mów po co przyszedłeś, nie mam czasu. Muszę się jeszcze w spokoju napić.
- Muszę porozmawiać z tobą o czymś bardzo ważnym. Jesteś mi potrzebny.
- Przykro mi, ale chyba jednak nie chcę wysłuchiwać twojej propozycji- powiedział Jack wyrywając ojcu z ręki butelkę rumu. Taki miał dziś humor. Nie chciał gadać z tym starym piratem, choć w głębi duszy cieszył się, że żyje i jest z nim wszystko w porządku. Edward Sparrow westchnął głośno, po czym nałożył swój piracki kapelusz i odszedł w stronę drzwi. Trochę zdziwiło to Jacka, który wiedział, że ktoś taki jak on, tak łatwo nie odpuszcza. Mając jednak przed sobą perspektywę dalszego picia machnął tylko na to ręką. Nie dano mu się jednak cieszyć darem natury jakim był rum. Usłyszał dźwięk zbliżających się do niego kroków i po chwili tuż przy nim stała wysoka brunetka o wyrazistych rysach twarzy i pomarańczowej wyzywającej sukience, z seksownym gorsetem. 
- Jack- powiedziała tylko szczerząc się dziwnie, a Jack już wiedział co go czeka.
-Teresa- uśmiechnął się zawadiacko do dziewczyny, jednak ta już po chwili z całej siły uderzyła go otwarta dłonią w policzek, tak mocno, że Twarz Jacka aż odleciała do tyłu. 
- Gdzie są moje pieniądze?!- wykrzyczała łapiąc się pod boczki. Jack przetaksował ją wzrokiem od góry do dołu, po czym spojrzał kątem oka na drzwi wyjściowe.
- Tato!- wrzasnął, po czym szybko ubrał kapelusz i wybiegł z 'Wesołej Bandery' nie zwracając uwagi na zdenerwowaną pannę tuż za nim. Zapamiętaj dzień, kiedy prawie schwytałaś kapitana Jack Sparrowa- powiedział w myślach, spoglądając jeszcze zza ramienia na Teresę. 
Wybiegł z karczmy mocno trzaskając za sobą drzwiami i pokierował się do swojej Perły. Własnie przekraczał granicę portu, kiedy kros wyszedł mu naprzeciw. 
- Niech zgadnę, Teresa to twoja sprawka?- zapytał Jack, spoglądając na swojego ojca.
- A co? Myślałeś, że spryt masz po matce?- odpowiedział, po czym ruszył razem z Jackiem w kierunku jego okrętu.
- Więc co takiego ważnego masz mi do zakomunikowania?- zapytał Jack, lekko chwiejąc się na boki.
- Chodzi o Trybunał Braci- zaczął, a Jack teatralnie wywrócił oczyma. O cóż innego mogło chodzić strażnikowi kodeksu pirackiego.- Odkąd królem piratów został następca Sao Fenga, Sao Feng II...
- Cóż za kreatywność- zażartował Jack, wcinając się w ojcu w słowo, a Edward Sparrow spojrzał na niego ze skargą w oczach.
-...W każdym razie, odkąd Sao Feng II stał się Królem Piratów, w Trybunale dzieją się dziwne rzeczy. Sao Feng zbiera Trybunał, jednak nie jest to już ten sam Trybunał. Wezwał do niego ze starego Trybunału jedynie pannę Ching  oraz kapitana Chevale, reszta to nieznani, nowi piraci. Udało mi się dowiedzieć tylko o dwóch z nich. Jedna to piratka, kapitan Cienia Świata- Demeter, a drugi to Chester Lennington, były korsarz angielski, który przyłożył się do zamachu na króla. Sao Feng buduje nowy Trybunał, Jack. Najgorsze jest to, że wydaje mi się, że z jego spiskami mają coś wspólnego te wszystkie sztormy, które ostatnio nawiedzają całe Karaiby. Gdy tylko zauważył, że zaczynam coś podejrzewać, wyrzucił mnie i mianował jednego ze swoich ludzi kolejnym strażnikiem kodeksu. 
Jack zmarszczył brwi. Mimo, że ostatnią rzeczą jaką teraz pragnął było to, żeby pakować się w jakies gierki z jego ojcem, musiał przyznać, że to co usłyszał przed chwilą z jego ust naprawdę było dziwne. Przegryzł wargę, próbując tym nadać swojemu otępiałemu od nadmiaru rumu mózgowi znak do działania. 
- Kiedy zbiera się kolejny Trybunał?- zapytał, a Edward uśmiechnął się, wiedząc, że syn mu pomoże.
- Za cztery dni.
- Przykro mi tatku, ale chyba jednak nie mogę ci pomóc. Moja Perła z pewnością nie wyzdrowieje do tego czasu- odpowiedział, mówiąc o swoim kochanym okręcie jak o jednorodzonym dziecku. 
- Nie musimy płynąć Perłą. Możemy popłynąć moim Kłem- powiedział, wskazując na mniej okazały niż Czarna Perła statek zacumowany niedaleko niej w porcie.
- Nie ma takiej opcji. Nie zostawię Perły samej- powiedział, niebezpiecznie wymachując ręką w której trzymał pistolet. 
- Nie każę ci zostawiać jej samej. Ona się nią zajmie- powiedział Edward po czym odsunął się o kilka kroków i wskazał na stojącą około dziesięciu metrów od niego mulatkę, którą Jack bardzo dobrze znał. Młodszy Sparrow przetarł jeszcze raz oczy, by upewnić się, że nic mu się nie przywidziało.
- Witaj Jack- powiedziała Tia Dalma, uśmiechając się zawadiacko.


--*--

Cóż, jest już rozdział 2. Ten nie podoba mi się aż tak jak poprzednie posty na tym blogu, ale to pewnie przez to, że nie wyszło mi ujęcie charakteru Jacka i bardzo przepraszam jeśli zawiodłam. Z tym rozdziałem męczyłam się aż trzy dni, więc jak na mnie dość sporo, bo zazwyczaj jak biorę się za rozdział, to wystarczą trzy godzinki i cały jest gotowy. Mam wielką wenę do pisania tego bloga, więc posty pojawiają się dość często, za co przepraszam, jeśli to dla was za duża częstotliwość. Chciałam też bardzo podziękować za potok komentarzy, które pojawiły się pod prologiem i rozdziałem 1 oraz to, że jest już was tak dużo, w tak krótkim czasie. Przepraszam, że ten rozdział wyszedł taki długi, ale nie mogłam się opanować :)




16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. I wcale nie jest taki zły. Trochę zrobiło mi się żal Jack'a, jak rozmawiał ze swoim ojcem. Widać, że nie interesuje się nim. Dużo dat. Ale to sprawia że jest bardziej ciekawe. Chyba jednak muszę obejrzeć Piratów z Karaibów, bo to wszystko jest tak ciekawe. Jednak nie wszystko dla mnie zrozumiałe. :)
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, niestety, ale zrozumienie fabuły, wymaga obejrzenia filmów, ponieważ fabuła jest mocno powiązana z wątkami filmu.

      Usuń
  2. *omomo* Jack!Mój kochany Jack.NO, ale masz racje ;-; to nie zły Jack :P Tylko z jednym się nie zgadzam!Rozdział nie jest taki zły!Akurat mi się bardzo podobał :> i w ogóle zapraszam do mnie.Już jutro (miał być w sobotę, ale przekładam) nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe słowa. Postać Jacka Sparrowa to jedna z najtrudniejszych postaci o jakich pisałam.

      Usuń
  3. Po pierwsze, im dłuższy rozdział, tym lepszy
    Po drugie im częściej, tym lepiej, bo nudzi mi sie, jak nie mam co czytać :) Świetny rozdział, ciekawi mnie, kto to na Tia i o co chodzi z tym trybunałem, życzę weny, pisz dużo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia Dalma pojawia się w trzeciej częsci filmu Piraci z Karaibów i żeby zrozumieć wątek, jaki z nią pociągnę, trzeba najpierw objerzeć tę czejsć, żeby zrozumieć, kim była :)

      Usuń
  4. Świetny rozdział, życze weny i czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny pojawi się już prawdopodobnie w następny piątek :)

      Usuń
  5. Codziennie sprawdzam czy pojawiło się coś nowego i oto jest ^^ kurcze zazdroszczę weny i pomysłu na globalną akcję! Ujęciem Jack'a się nie martw, ja już dawno zrezygnowałam z idealnego odwzorowania postaci, myślę że spokojnie możesz dodać do niego coś od siebie. Pozdrawiam i czekam na nn. Ahoj!
    U mnie 5 rozdz juz się tworzy.
    www.jacksparrow-inlove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chyba jednak nie jestem na tyle odważna, by próbować go tak dokładnie odwzorować, więc postawię na 50% starego Jacka i 50% mojego Jacka.

      Usuń
  6. Trudno ująć charakter Sparrowa. Szczerze mówiąc, trudno ująć każdy charakter bohatera, którego grał Johnny Depp - idealny aktor, jeden z moich ulubionych :).
    Im dłuższy rozdział, tym lepszy - to na pewno, nie można dyskutować.

    Mi się podobało i naprawdę nieźle poradziłaś sobie z Jackiem, ach ten rum. Czy kapitan Sparrow kiedykolwiek jest trzeźwy, jego świat musi być bardzo barwny!
    Trochę przykre są jego kontakty z ojcem, ale trudno mówić o dobrych, gdy charaktery i spryt mają podobne. Jaki ojciec, taki syn.

    Elizabeth ma... cóż, laska ma przesrane. Dziesięć lat to kupa czasu i nie umiałabym tyle czekać na ukochanego. Szczególnie, że ona darzy go tak wielkim i silnym uczuciem.

    Czekam na nowy rozdział i życzę weny, której jak widać Ci nie brak. Oby tak dalej!
    Pozdrawiam,
    CM Pattzy
    At your command

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę tylko powiedzieć, że wątek Elizabeth i Willa nie będzie długo ciągnięty w tym opowiadaniu :)

      Usuń
  7. Jezu! Moja kochana!! (wiem, że szybko przeszłam na Ty) Nwm co mam tu wypisywać!! Po prostu (powiem szczerze) Jestem podjarana na maxa!! Kocham to! <3 Wreszcie znalazłam coś o moich ukochanych "Piratach z Karaibów" Matko... Serio, nie mogę uwierzyć!! Kiedy to zobaczyłam to się drzeć zaczęłam!! Kocham ten film, a teraz kocham to opowiadanie!! <3 i mój Jack... <3 a bohaterki świetne!! Przyznam się... Jeszcze nikomu nie zdradziłam tej tajemnicy... Jak byłam mała, to tak pokochałam ten film, że potrafiłam biegać po podwórku i bawić się, że mam jakiś zaczarowany zegarek i gadam z Jackiem... xD hahaha... Moja wyobraźnia... ale to było dawno. Teraz nareszcie odnalazłam coś takiego!! Dziękuję Ci, że zdecydowałaś się to pisać!! Ja kiedyś podjęłam się takiego zadania, ale zrezygnowałam i usunęłam bloga... Nie popełnij takiego błędu jak ja i pisz!!! Błagam xD Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i wiem, że to nie jest odpowiednie miejsce na spam, ale proszę przynajmniej zaglądnij, napisz w komentarzu chociaż jedną kropkę. Bd niezwykle wdzięczna. Zależy mi bardzo, aby poznać opinię wspaniałej dziewczyny, która pisze tak świetne opowiadanie z takimi cudownymi bohaterami opierające się na przewspaniałym filmie :)
    http://lost-in-their-own-feelings.blogspot.com/
    Proszę zaglądnij i dodaj kolejny rozdział jak najszybciej :) Życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru rezygnować z tego opowiadania, nie musisz się bać :) To chyba jedyne moje opowiadanie, które mi się podoba.

      Usuń
  8. Uwielbiam !
    Zaczyna się dość ciekawie, uwielbiam Wilabeth <3
    Genialne !
    Czekam na następny z niecierpliwością !
    Layls

    OdpowiedzUsuń

Mrs. Punk