sobota, 29 listopada 2014

001. Piraci są wszędzie...

Anglia, Londyn
 11 kwietnia 1753 roku


Dostojny kapitan floty angielskiej przechadzał się powoli po gabinecie króla Jerzego IV. Jego idealnie wypastowane buty odbijały swoją czarną barwę o schludną, drewnianą posadzkę gabinetu, a jego niskie obcasy uderzały o nią, i mimo, że dźwięk był cichy, prze ciszy, która trwała teraz w gabinecie  Króla, wydawał się głośny, jak strzał z armaty. Porucznik przyglądał się swojemu przełożonemu wężym wzrokiem, ale Król za bardzo wpatrzony był w bogactwa, które stały ustawione wokół jego biurka. Kapitan z zażenowaniem patrzył, jak świńskie oczka króla z zachwytem wpatrują się w diamenty, a grube, ozdobione drogimi pierścieniami dłonie z chciwością dotykają każdy drogocenny przedmiot. 
Wyprawa po Święty Graal nie powiodła się, ale kapitan nie był głupi. Wiedział, że ten chciwy głupiec, Król Jerzy, od razu zapomni o Graalu (na którym zależało mu zresztą tylko dlatego, że ujmą na jego honorze, byłoby, gdyby Hiszpanie znaleźli go pierwsi) gdy zobaczy tyle bogactw. Kapitan wiedział również, że ani jedna złota moneta nie zostanie przeznaczona dla ludności Londynu. Większość Król wyda na huczne uczty i damy do towarzystwa, a drogą biżuterię odda Królowej, by udobruchać ją, kiedy znów przyłapie go w łóżku z inną panną. Porucznik przyzwyczaił się jednak do tego. Od piętnastu lat wypływał na wyprawy pod flagą Anglii, a przypadki, kiedy dobra materialne, które przywiózł zostały oddane ludzkości mógł wyliczyć na palcach jednej ręki. Ale lepsze to, niż praca w inkwizycji. Ciągłe próby łapania piratów, których nie dało się złapać. Na przykład tego całego Jacka Sparrowa. Porucznik cały czas czuł do siebie wstyd o to, ile razy ten oszołom mu już uciekł. Ile razy śmiał mu się w twarz. Polowanie na niego było tak samo bezsensowne, jak próby zniszczenia całej załogi Latającego Holendra. Gdy pozbyli się Davy'ego Jonesa pojawił się ktoś kolejny. Poza tym, patrząc na poczynania Króla, porucznik zaczął uświadamiać sobie, że pod jego rządami również stał się piratem, tylko, że z tytułem korsarza Wielkiej Brytanii. Ale czy nie było piractwem to, że najeżdżał na statki i porty by zawieźć bogactwa Królowi, który przywłaszczał to sobie? To było piractwo w czystej postaci. 
- Cóż, kapitanie Lennigton, to zaprawdę piękne dary, które dziś pan przywiózł- zaczął Król, na chwilę odrywając wzrok, od skrzyni pełnej drogich win.- Ale napaść na żeglarski statek, nawet, jeśli był to statek Hiszpanów nie jest dobrym pomysłem. Ten gest może zniszczyć nasz sojusz.
- Który i tak jest już na skraju przepaści. Czy wasza wysokość myśli, że Hiszpanie nie mają już wobec nas wrogich planów? Ferdynand VI już dawno planuje atak- wybronił się Lennington, zdejmując korsarski kapelusz ukazując przy tym swoje bujne jak na swój wiek jasne włosy. Król skrzywił się na ten widok. Wiele razy powtarzał swojemu podopiecznemu, żeby nosił szlachecką perukę, tak jak to robią inni urzędnicy wysokiej rangi. 
- Ferdynand planuje atak już od ponad pięciu lat, a musisz się nauczyć, że Hiszpanie rzadko przekuwają słowa w czyny- odpowiedział Jerzy IV wycierając twarz białą, haftowaną chusteczką. Lennington zaśmiał się w duchu, na myśl o lekkomyślności brytyjskiego króla, który zrobi wszystko, by nie dopuścić do wiadomości, że wojna z Hiszpanami jest bliska.
- Nie chciałbym waszej wysokości obrażać, ale wydaje mi się, że wysokość nie powinna tak lekceważyć Ferdynanda. Przypominam, że to własnie za jego panowania Hiszpański Imperium Kolonialne powiększyło się o kolejne pół Ameryki Południowej- odpowiedział dostojnym tonem porucznik, mimo iż wiedział, że Jerzy jest zbyt głupi, żeby wziąć sobie jego uwagę do serca. Król spojrzał na niego z rozbawieniem. To własnie przez jego rządy Wielka Brytania popadła w kryzys, a dwie wyspy wyzwoliły się spod panowania Anglików, w czasie, kiedy Imperium Hiszpańskie rosło w siły, czyhając tylko na moment, kiedy tego starego głupca Jerzego najłatwiej będzie zepchnąć z tronu i przywłaszczyć sobie ziemię Królestwa Brytyjskiego. Zapatrzony w bogactwa i dumny Jerzy, nie umiał dostrzec tego, co dzieje się wokół niego.
- Ale to nie wszystko, co dla ciebie przywiozłem, Królu- powiedział, pobłażliwym tonem Lennington. Nie żeby zależało mu na sympatii Jerzego, ale poparcie ze strony Króla, nawet tak beznadziejnego jak Jerzy, zawsze się przydaje. Widział jak świńskie oczka Króla otwierają się szerzej, a on sam aż drży z uciechy, myśląc o kolejnych darach od ulubionego porucznika.
- Wprowadzić!- zawołał Lennington w stronę drzwi, a po chwili dało się usłyszeć skrzypnięcie ciężkich zawiasów, a do pokoju weszło dwóch królewskich gwardzistów prowadząc dziewkę zakutą w kajdany.
Kobieta miała może około trzydziestu wiosen. Głowę miała spuszczoną, przez co nie było widać jej oczu, tylko grube, czarne rzęsy, przypominające dwa rosłe nietoperze. Na głowie sterczał jej niechlujny kok, z którego ze wszystkich stron wystawały ciemnobrązowe, skołtunione kosmyki włosów. Ubrana była w żółtą suknię z mocno ściśniętym gorsetem, w stylu panienek lekkich obyczajów zamieszkujących Tortugę. Jej piersi były idealnie odsłonięte, na tyle, że widać było tatuaż w kształcie dwóch skrzyżowanych piszczeli na lewej piersi. Tren sukni również był żółty, jednak z czarnymi akcentami. Był już mocno zniszczony. Panna przyozdobiona była wieloma złotymi bransoletkami i naszyjnikami, szmacianymi szalami, powtykanymi w różne miejsca sukienki. W każdym uchu spoczywało po pięć małych złotych kółek. Talię kobieta przepasaną miała grubym pasem pirackim, w którym spoczywała szabla i pistolety, zanim została pojmana przez Lenningtona. 
Porucznik próbował złapać kobietę za zgięcie łokcia, by zaprowadzić ją bliżej do Króla, ta jednak wyrwała się jego uściskowi. Mimo to nie mogła nic zrobić. Miała związane dłonie i stopy na przegubach. Lennington zauważył Króla, który aż ślinił się na widok seksownej piratki. 
- Dobrze, zostawcie nas, dziękuję Lennington. Sam przeprowadzę przesłuchanie. Może uda nam się dowiedzieć coś więcej o niej i jej kamratach- powiedział Jerzy zacierając ręce, ale Lennington wiedział, że Królowi chodziło o coś zupełnie innego niż przesłuchanie. Najpierw wyszli gwardziści, a porucznik najpierw ukłonił się nisko Królowi, szelmowsko zarzucając przy tym kapeluszem, a następnie pokierował się drzwi. Gdy przechodził obok piratki otarł się o nią łokciem.
- Już- szepnął jej do ucha. Piratka odwróciła się do Lenningtona i niby znienacka zabrała mu szablę, po czym jednym sprawnym ruchem, zanim Król zdążył się zorientować oswobodziła się ze sznurów.
- Straż!- zawołał Jerzy. Do pokoju wparowało trzech gwardzistów. Lennington wyciągnął dwa pistolety pirackie, które trzymał na pasie schowane w pochwie w tajemnicy przed Królem. Zanim ktokolwiek zorientował się, co wyprawia porucznik, ten zastrzelił już dwóch strażników, a trzeciego, który widząc to, próbował wyskoczyć przez okno trafił prosto w głowę. 
- Lennington, co to ma wszystko znaczyć?!- zapytał przerażony Król, krztusząc się powietrzem. Lennington wiedział, że nie mają dużo czasu, dlatego tylko skinął głową na swoją towarzyszkę, która silnym rzutem wbiła szablę prosto w serce starca. Król Jerzy IV padł martwy.
- Świetnie sobie poradziłaś Demeter- pochwalił towarzyszkę Lennington uśmiechając się szelmowsko.
- Nie ma czasu na gadanie. Za chwilę ktoś zorientuje się, co tu się stało- powiedziała Demeter zabierając Lenningtonowi jeden z pistoletów i chowając go za swój pas.
- Więc gdzie Cień Świata?- dopytywał się Lennington.
- Za chwilę przycumuje. Musimy być gotowi. Jeśli będzie stał w porcie za długo, ci angielscy durnie mogą się zorientować, że to piracki statek, a wtedy będziemy zmuszeni przeprowadzić atak na Londyn, a ja naprawdę nie mam na to teraz czasu.
- Więc ruszajmy. 



Gdzies na Morzu Karaibskim
20 kwietnia 1753 rok- teraźniejszosć

Krwawa Wdowa delikatnie chwiała się na Karaibskim Morzu. Stała w jednym miejscu już trzy dni, bo cała załoga naprawiała szkody, które zaszły w srodku pokładu przez ostatnią epidemię szczurów. Wszyscy majtkowie dzielnie zbierali martwe szczury i sprzątali ich odchody z pokładu, oraz zatykali podziurawione przez nie worki z żywnoscią i drogocenne beczki z rumem. Czarna Wdowa nigdy nie była czysciutką łajbą, jak te hiszpańskie czy angielskie statki żeglarskie. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj panował tu brud jak na każdym pirackim statku. Szczury wczesniej też nikomu nie przeszkadzały, dopóki jakis murzyn, znający sie na gryzoniach, który przybył na Wdowę, by wymienić złupione ostatnio tłuste barany na zioła (nie, nie lecznicze zioła) zauważył, że szczury, które bawiły się swietnie na pokładzie Wdowy przenosiły sepsę. Na szczęscie znajdowali się wtedy w porcie i kapitanki szybko pozbyły się szczurów zawiązując sojusz z jakąs młodą, zdegenerowaną wiedźmą, którą doradził im ich pierwszy mat. 
Gdy zdorwa częsć załogi czysciła dolny pokład kapitanki Ana, Jovita i Lucia Rodriguez stały przed piątką już zarażonych sepsą majtków wraz ze swoim pierwszym matem, Hektorem Barbossą. Wczesniej cała czwórka zażyła okropny syrop, który miał ich ochronić przed tą chorobą. Radzili chyba już około godziny, na temat tego, co zrobić z niepotrzebną już, a wręcz niebezpieczną częscią załogi.
- Idźcie posprzątać w celach, a my jeszcze porozmawiamy- rozkazał majtkom Barbossa. 
- Nie ma co ryzykować i zostawiać ich na pokładzie i odwozić do portu, kto wie ile osób mogą do tego czasu zarazić- wyraziła swoje zdanie Lucia, zaciągając się fajką z wczesniej wspomnianymi ziołami.
- Więc co chcesz zrobić?- zapytała Ana, łapiąc się pod boki.
- Jak to co? Wyrzucić ich za burtę. Nie siądzisz Hektorze, że teraz to jedyne wyjscie?- zapytała Jovita, zwracając się do pierwszego mata. Zawsze jednak czuła się dziwnie, gdy zdawała sobie sprawę, że Hektor Barbossa, człowiek, który siedem lat temu uratował ją i jej siostry, zaopiekował się nimi i nauczył wszystkiego o piractwie jest teraz jej matem. Tak się niestety stało. Jego statek poszedł na dno rok temu, a wtedy dziewczęta, które były dopiero swieżo upeczonymi kapitankami Czarnej Wdowy przyjęły go do siebie. Wiedziały, że Barbossa nie jest dla nich groźny. Jemu zależało tylko na jednym okręcie. Na Czarnej Perle. Czasem Lucię i Jovitę denerwowało to, jak bardzo gardzi Krwawą Wdową, twierdząc, że nie ma lepszej łajby, niż Czarna Perła. Ale on po prostu taki już był.
- Też uważam, że to jedyny sposób.- przyznał Hektor, odgryzając sporą częsć dorodnego jabłka. Skok spływał mu po rzadkiej brodzie.
- Ale mielibysmy zabić własną załogę?- oburzyła się Ana. Obie jej siostry zawsze narzekały na jej nadmierny pacyfizm. 
- Przestań, nie robimy tego po raz pierwszy- westchnęła Lucia siadając na beczce z prochem i grzebiąc paznokciami w lufie pistoletu. 
- To co, deska?- zapytała Jovita, a Hektor i Lucia potrząsnęli potakująco głowami. Cóż, Ana została przegłosowana.- Hektor, mógłbys ich tu przyprowadzić?
Hektor skłonił tylko głowę i wyszedł w stronę cel. Kiedy chciał mógł się zachowywać bardzo dostojnie. Lucia zawsze czuła, że ma do niej jak i do jej sióstr wielki szacunek. Podejrzewała, że czuje się też dumny, bo to, że były kapitanami jednego z najsilniejszych pirackich statków, było w dużej mierze jego zasługą. Gdyby nie on, prawdopodobnie Ana zostałaby zakonnicą, ona nie wiedziałaby co ze sobą zrobić, może byłaby krawcową. Jedynie Jovita zawsze interesowała się piratami i Lucia podejrzewała, że nawet gdyby w ich życiu nie pojawił się Hektor, to i rak próbowałaby zostać piratem. To leżało w jej naturze. 
Nagle Jovita zobaczyła szybki ruch. To Jack skoczył przed nią, obnażając swoje obrzydliwe zęby. Dziewczyna aż  podskoczyła widząc to dziwadło, a gdy Jack zaczął uciekać wyjęła rewolwer i strzeliła w niego. Małpka tylko zatoczyła się, po czym wstała i ruszyła znów do biegu. Jovita nigdy nie pytała czemu małpka jest niesmiertelna. Wiedziała po prostu, że takie rzeczy w swiecie piratów się zdarzają.
- Zostaw mojego Jacka w spokoju!- odezwał się Barbossa ze schodów, prowadząc przed sobą pięciu słabo wyglądających majtków.
- To zapanuj nad tą piekielną małpą, bo przysięgam, że jesli mnie będzie tak dalej denerwować to zginie mimo tego, że jest niesmiertelna- odparowała obojętnie Jovita swoim typowym głosem, który brzmiał jak po dwóch butelkach rumu, mimo że każdego dnia miała w sobie dużo więcej rumu.
- Ciekawy jestem, jak chciałabys to zrobić?- zapytał kpiącą mat.
- Taki pirat jak ja nie zdradza swoich tajemnic- odpowiedziała bujając się delikatni na boki i usmiechając się swoim dziwnym, flirciarskim, ale zarówno złowieszczym usmiechem.
- Wiesz, kogos mi przypominasz- powiedział po kilku chwilach Barbossa.
- Niby kogo?- drążyła temat Jovita.
- Ach, nieważne- zbył ją Hektor, po czym wystawił deskę do skoków na burcie.
- No mówże!- zdenerwowała się Jovita, ale nawet gdy się denerwowała, nie krzyczała, a jej głos był jak zawsze naturalnie rozchwiany.
- Może przejdziemy do rzeczy?- wtrąciła się Lucia, mętnym pod wpływem zawartosci fajki wzrokiem oglądała chorych majtków. Jovita i Barbossa niechętnie odeszli od kłótni.
- Wchodzić. Po kolei- rozkazała Jovita, a czesć załogi spojrzała na nią z przerażeniem.
- Ale przecież...dobrze się sprawowalismy-  zaczął jakis niski chłopak mający góra dwadziescia pięć lat.
Lucia westchnęła i wyciągnęła swój pistolet, po czym strzeliła w chłopaka, a ten wywracając się do tyłu, wyrżnął w burtę i spadł do wody. Pozostała czwórka z przerażeniem patrzyła, jak wokół zakrwawionych zwłok zaczynają zbierać się rekiny.
- Macie wybór. Zginąć tak jak on, albo skoczyć i mieć szanse, że jakis statek was zobaczy i weźmie ze sobą.- powiedziała bez owijania w bawełnę Lucia. Ana poczuła zażenowanie zachowaniem siostry. Co prawda lubiła to życie i nie zamieniłaby go na żadne inne, ale czasem sadystyczne zachowania jej sióstr doprowadzały ją do białej gorączki. Z przerażeniem zauważyła też, że nikt z pozostałej czwórki nie rusza się z miejsc. 
- No skoro wolicie zginąć rozszarpani przez rekiny- powiedziała Lucia i wycelowała pistoletem w głowę starca, który wcześniej zajmował się bocianim gniazdem.
- Nie, nie! Pójdziemy- powiedział starzec po czym wszedł na deskę i skoczył z niej w wodę, a za nim poprzednia trójka. Gdy wszyscy skończyli już w wodzie Lucia wraz z Barbossą ruszyli do sterów. Trzeba było jechać na Tortugę, uzupełnić zapasy rumu i ziela. Ana stała jeszcze trochę nad burtą, kiedy nagle drzwi od kajuty odtworzyły się i na pokład wkroczył Ryan. Wysoki młodzieniec, o niebieskich oczach i brązowych włosach sięgających za uszy. Nie wyglądał jak pirat, bo też nie długo nim był. Gdy dziewczyny odbiły Krwawą Wdowę jakimś zamożnym kupcom wybiły prawie całą załogę oprócz niego. Był on jakimś szlachcicem, który przeprawiał się do Francji, w celu poślubienia jakiejś księżniczki. To miało być małżeństwo dla interesów, ustanowione przez rodziców obojga, ale Ryan go nie chciał. Właściwie to Ana uratowała mu życie, ponieważ egzekucje przeprowadzały te sadystki Lucia i Jovita. Gdy doszły do Ryana, ten błagał ich o to, by mógł zostać piratem i wtedy wkroczyła Ana i uratowała mu życie, bo żadna z jej sióstr nie miała zamiaru przystać na tę ofertę. Ana musiała przyznać, że za każdym razem, gdy widziała Ryana, jej serce zaczynało bić szybciej. Ale nie miała zamiaru się do tego przyznać. Była piratem.
- Dzięki Bogu, że cię znalazłem Kapitanie- powiedział Ryan, a Ana dopiero teraz zauważyła wielką papugę siedzącą na jego ramieniu.
- Co się stało Ryan?- zapytała Ana, podchodząc do chłopaka.
- To list od naszego człowieka z Zatoki Mgieł. Sao Feng zbiera Trybunał- odpowiedział i podał jej list. Dziewczyna rozwinęła go i przeczytała uważnie dwa razy.
- Jovita, Lucia, płyniemy do Zatoki Mgieł!- krzyknęła do sióstr, które wspierały się o cos przy sterze. 
- Co takiego?- odkrzyknęła jej Jovita.
- Trybunał- powiedziała tylko Ana, a Lucia stojąca przy sterze od razu zmieniła kurs.


--*--

Tamtaradam! Pierwszy rozdział już jest. Sama nie wiem co o tym mysleć. Może wy mi powiecie, co? Czekam na wasze odpowiedzi w komentarzach. Wiem, że nie ma Jacka, i bardzo was za to przepraszam, ale Jack pojawi się już w kolejnym rozdziale :)
Priori :)




  

15 komentarzy:

  1. Nie mogę ogarnąć tych imion pirackich, trochę ich dużo, ale w końcu się nauczę. Ta pierwsza piratka była całkiem niezła. Chętnie poczytałabym o niej nie raz. Nie lubię Jovity, wiem że piraci nie mogą być jakoś tam mili, ale zabijanie bez skrupułów z powodu choroby to już przesada. Ana jest najlepsza. Rayan'a też polubiłam. Czekam na kolejny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, własciwie strzeliła do majtka Lucia, nie Jovita, a to co było w tym rozdziale to naprawdę sporadyczne zachowania. Zazwyczaj dziewczyny będą się zachowywać dobrze w stosunku do załogi :)

      Usuń
  2. Zajebiste!!! Czekam na kolejne, pisz dalej!!!! Życzę weny i nie wiem, może czekolady. Najbardziej lubię Jovitę. Jest super, podoba mi się jej zachowanie i to jak się z Lucią dopełniają. No to powodzenia w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też najbardziej lubię Jovitę. Rozdział drugi jest już w przygotowaniu :)

      Usuń
  3. Nie mogłam się już doczekać! *.* pokochałam Lucje i Anne, ale Jovitę tak średnio ;-; no, ale nic rozdział jest cacy i to BARDZO cacy :> życzę miłych andrzejek.A no i zapraszam do mnie jest nowy rozdział :3 ~Dark
    PS.Skąd masz ten cudny szablon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten piękny szablon pochodzi z szabloniarni http://wyimaginowana-grafika.blogspot.com

      Usuń
  4. Jedno pytanko, kochana: skad bierzesz tylu czytelników? D:
    Podoba mi się rozwinięcie wielowątkowe, jeszcze nie potrafię ocenić głównych bohaterów. U mnie niedługo rozdział 4. Ahoj!
    www.jacksparrow-inlove.blogspot.com
    Bloody Lovett

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie będzie na pewno sporo wątków. Już w następnym rozdziale pojawią się wątki kolejnych dwóch bohaterów, ale z czasem będą się one łączyć ze sobą tak, że zostanie może jeden, może dwa wątki :)

      Usuń
  5. Coś mi się zdaje, że właśnie zaczęłam niesamowitą przygodę z twoim opowiadaniem:)
    Po pierwsze kocham historie, które potrafią mnie wciągnąć do ostatniej kropki. Gdzie akcja pędzi, a mimo to nie muszę za nią gnać i czytać po dwa razy. Piszesz przejrzyście i masz swój własny genialny styl. Podoba mi się też to, że nie skupiasz się na jednej grupie bohaterów, ale rozwijasz całe opowiadanie. Cudo!
    Sami bohaterowie mają swoiste charaktery, jedni bardziej przypadają do gustu, inni mniej. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy znajdzie coś dla siebie:)
    Kocham, zostaję i obserwuję!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te miłe słowa. Już w następnym rozdziale poznamy perspektywy dwóch kolejnych bohaterów :)

      Usuń
  6. Historia coraz bardziej wciąga.. Czekam na następny rozdział ^^ Czy na trybunale pojawią się bohaterowie z filmu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pojawią się bohaterowie z filmu, nie musisz się martwić :)

      Usuń
  7. Przepraszam za opóźnienie w komentowaniu, ale ja tak zawsze! Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i się przyzwyczaisz. Obiecuję jednak, że komentarz ode mnie zawsze będzie :).
    Jovitę lubię, Lucię toleruję, a Anę faworyzuję. Jovita jest charakterystyczna, pewna siebie, no i to ona siedem lat temu wzięła odpowiedzialność za siebie i swoje siostry. Wydaje się najbardziej ogarnięta. Lucia właściwie, moim zdaniem, Jovitę kopiuje - stąd moje nastawienie do niej. Ana jest całkiem inna i to jest fajne. Swoją drogą, czy między nią, a Rayan'em będzie romansik? Cóż to za piracka opowieść bez romansów, rumu i walk!
    Walki! Sam początek, ich pułapka, bardzo fajnie opisane. Czekam na więcej. No i wyczekuję Sparrowa. Swoją drogą... interesuje mnie jak by wyglądała rozmowa Jovity i Jacka, dwa trudne charakterki.
    Pozdrawiam,
    CM Pattzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Lucii i Jovity, to rzeczywiscie może się tak wydawać, chociaż tak naprawdę, one się po prostu dopełniają :)

      Usuń

Mrs. Punk