Sierociniec zakonny sióstr Benedyktynek w St. Antonio
10 maja 1746 r.
Wiatr wiał dziś niemiłosiernie. Wszyscy spodziewali się dzisiaj deszczu, albo przynajmniej złej pogody. Ta jednak nie nadeszła. Nadeszło coś gorszego. Trzy identyczne dziesięciolatki siedziały w wielkiej szafie przerażone tym co się wokół nich działo. Dwie płakały, jednak jedna z podniesioną głową wyglądała zza szparki w drzwiach szafy. Wszystko wokół niej się waliło. Armaty wystrzelały ciężkie kule na całe Saint Antonio. Palmy i roślinność paliła się, domy waliły w gruzy. Wszędzie leżały trupy. Jedne przebite szablami, inne z kulami w różnych miejscach ciała. W porcie stał potężny, czarny, mrożący krew w żyłach statek piracki. Dziewczynka, która jako jedyna uszu nie miała zatkanych dźwiękami szlochu i płaczu słyszała zbliżające się z dołu kroki. Wiedziała, że to nie kroki zakonnic. Zakonnice tak nie chodzą. Tak ciężko i szybko. Drgnęła lekko, gdy usłyszała strzał zaledwie piętro niżej. Po chwili padł drugi, jednak ten został wypuszczony w akompaniamencie jednej z sióstr Benedyktynek. Najdzielniejsza z dziewczynek zakryła usta przerażonym siostrom tak, by nie krzyczały. Wiedziała, że jeden głośniejszy dźwięk z góry skazuje ich na śmierć. Po chwili drzwi otworzyły się gwałtownie, tym razem wszystkie trzy dziewczynki podskoczyły ze strachu. Najodważniejsza z sióstr jednak od razu zauważyła, że to nie pirat dobił się do ich pokoju. To jedna z sióstr. Zakonnica podeszła do ich szafy i otworzyła ją przerażona na oścież.
To była siostra Jeanelle. Ich bezpośrednia opiekunka. Dziewczynkom czasem pod jej zakonnym kapturem udało się zauważyć kilka blond kosmyków. Miała pulchną buzie, ale jej figura była raczej chuda. Jej zazwyczaj promiennie roześmiana twarz ukazywała teraz ból. Tylko jedna z dziewczynek zauważyła dlaczego. Z lewego boku, pod żebrami wystawała jej okropna krwawiąca rana.
- Dziewczynki... znalazłam was... chwała Bogu!- ucieszyła się zakonnica i przytuliła do siebie trojaczki.- Jovita, nic ci nie jest?- zapytała uważnie przyglądając się twarzyczce najodważniejszej z dziewczynek.
- Nie, ciociu- odpowiedziała, dziecięcym, ale nad wyraz odpowiedzialnym tonem głosu.- Z Aną i Lucią też wszystko w porządku.- uspokoiła zakonnice Jovita.
- Posłuchajcie, musicie uciekać tylnymi drzwiami przez kuchnię. Za kuźnią jest klapa w ziemi, musicie tam wejść i przeczekać tam, dopóki piraci nie odpłyną- nakazała Jeanelle łapiąc w ramiona małą Jovitę. Zawsze widziała w niej coś nietypowego, coś co ma w sobie tylko jedna osoba na milion. Dar od Boga.
- Nie zostawimy cię, ciociu!- sprzeciwiła się Jovita. Wiedziała, że nie powinna mówić do siostry zakonnej ciociu, ale nie mogła się powstrzymać. Była dla niej jak matka, której nigdy nie miała. Nie mogła jej zostawić.
Nagle ich rozmowę przerwał głośny huk dochodzący zza drzwi. To piraci dobijali się do pokoju, krzycząc i awanturując się. Jeanelle złapała Jovitę za ramiona i mocno nią potrząsnęła.
- Musicie się stąd wydostać, ja sobie poradzę- powiedziała i popchnęła Jovitę i jej siostry w stronę drzwi. Jovita wiedziała, że muszą uciekać, jednak jeszcze przed przekroczeniem drzwi spojrzała przelotnie w oczy swojej byłej już opiekunce, po czym złapała swoje siostry bliźniaczki za ręce i razem z nimi wybiegła z pokoju. Gdy były w połowie korytarza prowadzącego do kuchni, usłyszały strzał i krzyk Jeanelle, a Jovicie po policzku spłynęła łza. Wiedziała, że już więcej jej nie zobaczy. Dziewczęta w biegu odsunęły mosiężne drzwi prowadzące do kuchni. Tajne przejście, które prowadziło aż pod kuźnię znajdowało się w niedziałającym piecu. Jovita odsunęła pokrywę pieca i szubko zagnała siostry do przejścia. Wiedziała, że piraci depczą im po piętach. Wiedziała też, że to nie ich szukają, tylko świecidełek, ale gdyby je znaleźli, to śmierć byłaby najlepszym, co mogliby im zrobić. Ciężko było jej z myślą, że jest najbardziej świadoma, wśród swych sióstr. Szły wąskim korytarzykiem, do którego z pewnością nie zmieściłaby się ani Jeanelle ani inna zakonnica. Ich błękitne sukienki całe były już w sadzy. Po chwili tunel zaczął piąć się w górę, a Ana, która szła na samym początku uchyliła wieko i wyszła z korytarza jako pierwsza.
Na zewnątrz hałas był jeszcze większy niż w sierocińcu. Krzyki mordowanych ludzi i gwałconych kobiet, wybuchy bomb pirackich, kule armatnie trafiające w budynki, ogień rozpowszechniający się wokół nich, głośne armaty, szczęk uderzanych o siebie szabli i strzały. Jovita nakazała reszcze sióstr się czołgać i nie zwracać na nic uwagi i ruszyła przodem dziwnego korowodu. wokół niej działo się tyle zła, ciężko było na to nie reagować. Jedna z kul nawet świsnęła jej tuż nad głową. Gdy była już kilka metrów od klapy w ziemi, zauważyła przed sobą, chude, obrzydliwe stopy owinięte po części w bandaże.
- Część słoneczka- powiedział obleśnie uśmiechając się do nich, stary pirat, którego stan uzębienia był wręcz nie do przyjęcia. Złapał Jovitę za sukienkę i podniósł wysoko jak małego kociaka. Jovita zaczęła płakać. Nie mogła się opanować, wiedziała, że koniec jest blisko. Stary pirat splunął na ziemię.- No proszę, co się może przypałętać w tej małej mieścinie- zaśmiał się, okropnym gardłowym głosem. Po chwili Jovita zobaczyła ruch i już po chwili jej siostry były mocno trzymane przez kolejnych dwóch przyjaciół. Jovita odwróciła się z powrotem do swojego oprawcy i krzyknęła, widząc na przeciwko siebie duże, czarne oczy obrzydliwej małpki kapucynki.
- Wystarczy, Tigg, zostawcie je!- usłyszała za trzymającym ją piratem czyjś silny głos, a po chwili poczuła jak jej stopy znów dotykają ziemi.
Jej oczom ukazał się stary pirat, o rzadkiej, kręconej brodzie. Miał duży kapelusz, przypominający wielkością kaptury sióstr Klarysek, które czasem przyjeżdżały do ich sierocińca z różnymi darami. Na prawym oku miał czarną opaskę. Jego twarz była przyzodobiona wieloma bliznami. Jovita podejrzewała, że to blizny bitewne. Jego postawa mówiła sama za siebie, że był on kapitanem piratów, którzy napadli dziś na Saint Antonio.
- Więc, jakie są wasze imiona?- zapytał pirat, a Jovita zrozumiała, że to ona będzie musiała z nim rozmawiać. I Ana i Lucia były tak przerażone, że nie były w stanie wydusić z siebie nawet najkrótszego słowa.
- Ja jestem Jovita, ale mówią mi Jov, a to moje siostry Ana i Lucia Rodriguez- odpowiedziała, kompletnie bez strachu. Tak jak bała się tamtego oblecha, tak samo do tego pirata wcale nie czuła odrazy. Wręcz przeciwnie. Wstydziła się to przyznać przed samą sobą, ale czuła do niego respekt. Mimo iż od urodzenia była wychowywana przez zakonnice, musiała przyznać, że słuchanie opowieści i szant o piratach zawsze wprawiało ją w radość.
- No więc, moja droga, wygląda na to, że jesteście teraz po moją opieką- powiedział z uśmiechem na ustach pirat.- Jack, do mnie- zawołał, a obleśna małpka przeskoczyła z ramienia Tigga prosto na jego ramię. Kapitan położył Jovicie rękę na plecy, sygnalizując tym samym, że ma iść za nim. Nie wiedziała, co może się tam stać, ale wierzyła, że w jej życiu może się teraz coś zmienić.
To była siostra Jeanelle. Ich bezpośrednia opiekunka. Dziewczynkom czasem pod jej zakonnym kapturem udało się zauważyć kilka blond kosmyków. Miała pulchną buzie, ale jej figura była raczej chuda. Jej zazwyczaj promiennie roześmiana twarz ukazywała teraz ból. Tylko jedna z dziewczynek zauważyła dlaczego. Z lewego boku, pod żebrami wystawała jej okropna krwawiąca rana.
- Dziewczynki... znalazłam was... chwała Bogu!- ucieszyła się zakonnica i przytuliła do siebie trojaczki.- Jovita, nic ci nie jest?- zapytała uważnie przyglądając się twarzyczce najodważniejszej z dziewczynek.
- Nie, ciociu- odpowiedziała, dziecięcym, ale nad wyraz odpowiedzialnym tonem głosu.- Z Aną i Lucią też wszystko w porządku.- uspokoiła zakonnice Jovita.
- Posłuchajcie, musicie uciekać tylnymi drzwiami przez kuchnię. Za kuźnią jest klapa w ziemi, musicie tam wejść i przeczekać tam, dopóki piraci nie odpłyną- nakazała Jeanelle łapiąc w ramiona małą Jovitę. Zawsze widziała w niej coś nietypowego, coś co ma w sobie tylko jedna osoba na milion. Dar od Boga.
- Nie zostawimy cię, ciociu!- sprzeciwiła się Jovita. Wiedziała, że nie powinna mówić do siostry zakonnej ciociu, ale nie mogła się powstrzymać. Była dla niej jak matka, której nigdy nie miała. Nie mogła jej zostawić.
Nagle ich rozmowę przerwał głośny huk dochodzący zza drzwi. To piraci dobijali się do pokoju, krzycząc i awanturując się. Jeanelle złapała Jovitę za ramiona i mocno nią potrząsnęła.
- Musicie się stąd wydostać, ja sobie poradzę- powiedziała i popchnęła Jovitę i jej siostry w stronę drzwi. Jovita wiedziała, że muszą uciekać, jednak jeszcze przed przekroczeniem drzwi spojrzała przelotnie w oczy swojej byłej już opiekunce, po czym złapała swoje siostry bliźniaczki za ręce i razem z nimi wybiegła z pokoju. Gdy były w połowie korytarza prowadzącego do kuchni, usłyszały strzał i krzyk Jeanelle, a Jovicie po policzku spłynęła łza. Wiedziała, że już więcej jej nie zobaczy. Dziewczęta w biegu odsunęły mosiężne drzwi prowadzące do kuchni. Tajne przejście, które prowadziło aż pod kuźnię znajdowało się w niedziałającym piecu. Jovita odsunęła pokrywę pieca i szubko zagnała siostry do przejścia. Wiedziała, że piraci depczą im po piętach. Wiedziała też, że to nie ich szukają, tylko świecidełek, ale gdyby je znaleźli, to śmierć byłaby najlepszym, co mogliby im zrobić. Ciężko było jej z myślą, że jest najbardziej świadoma, wśród swych sióstr. Szły wąskim korytarzykiem, do którego z pewnością nie zmieściłaby się ani Jeanelle ani inna zakonnica. Ich błękitne sukienki całe były już w sadzy. Po chwili tunel zaczął piąć się w górę, a Ana, która szła na samym początku uchyliła wieko i wyszła z korytarza jako pierwsza.
Na zewnątrz hałas był jeszcze większy niż w sierocińcu. Krzyki mordowanych ludzi i gwałconych kobiet, wybuchy bomb pirackich, kule armatnie trafiające w budynki, ogień rozpowszechniający się wokół nich, głośne armaty, szczęk uderzanych o siebie szabli i strzały. Jovita nakazała reszcze sióstr się czołgać i nie zwracać na nic uwagi i ruszyła przodem dziwnego korowodu. wokół niej działo się tyle zła, ciężko było na to nie reagować. Jedna z kul nawet świsnęła jej tuż nad głową. Gdy była już kilka metrów od klapy w ziemi, zauważyła przed sobą, chude, obrzydliwe stopy owinięte po części w bandaże.
- Część słoneczka- powiedział obleśnie uśmiechając się do nich, stary pirat, którego stan uzębienia był wręcz nie do przyjęcia. Złapał Jovitę za sukienkę i podniósł wysoko jak małego kociaka. Jovita zaczęła płakać. Nie mogła się opanować, wiedziała, że koniec jest blisko. Stary pirat splunął na ziemię.- No proszę, co się może przypałętać w tej małej mieścinie- zaśmiał się, okropnym gardłowym głosem. Po chwili Jovita zobaczyła ruch i już po chwili jej siostry były mocno trzymane przez kolejnych dwóch przyjaciół. Jovita odwróciła się z powrotem do swojego oprawcy i krzyknęła, widząc na przeciwko siebie duże, czarne oczy obrzydliwej małpki kapucynki.
- Wystarczy, Tigg, zostawcie je!- usłyszała za trzymającym ją piratem czyjś silny głos, a po chwili poczuła jak jej stopy znów dotykają ziemi.
Jej oczom ukazał się stary pirat, o rzadkiej, kręconej brodzie. Miał duży kapelusz, przypominający wielkością kaptury sióstr Klarysek, które czasem przyjeżdżały do ich sierocińca z różnymi darami. Na prawym oku miał czarną opaskę. Jego twarz była przyzodobiona wieloma bliznami. Jovita podejrzewała, że to blizny bitewne. Jego postawa mówiła sama za siebie, że był on kapitanem piratów, którzy napadli dziś na Saint Antonio.
- Więc, jakie są wasze imiona?- zapytał pirat, a Jovita zrozumiała, że to ona będzie musiała z nim rozmawiać. I Ana i Lucia były tak przerażone, że nie były w stanie wydusić z siebie nawet najkrótszego słowa.
- Ja jestem Jovita, ale mówią mi Jov, a to moje siostry Ana i Lucia Rodriguez- odpowiedziała, kompletnie bez strachu. Tak jak bała się tamtego oblecha, tak samo do tego pirata wcale nie czuła odrazy. Wręcz przeciwnie. Wstydziła się to przyznać przed samą sobą, ale czuła do niego respekt. Mimo iż od urodzenia była wychowywana przez zakonnice, musiała przyznać, że słuchanie opowieści i szant o piratach zawsze wprawiało ją w radość.
- No więc, moja droga, wygląda na to, że jesteście teraz po moją opieką- powiedział z uśmiechem na ustach pirat.- Jack, do mnie- zawołał, a obleśna małpka przeskoczyła z ramienia Tigga prosto na jego ramię. Kapitan położył Jovicie rękę na plecy, sygnalizując tym samym, że ma iść za nim. Nie wiedziała, co może się tam stać, ale wierzyła, że w jej życiu może się teraz coś zmienić.
--*--
Dobra, macie mnie. Założyłam nowego bloga, ale to przez to, że po prostu nie mogłam się opanować, bo do takiego fanfika przygotowywałam się już bardzo długo. Mam nadzieję, że prolog wam się spodobał, bo o dziwo jest to jedna z tych notek, które naprawdę mi się spodobały. Wiem, że zostawiam wam wiele pytań, ale jeszcze długo zanim się one rozwiążą.
Pozdrawiam,
Priori :)
Prolog naprawdę mnie wciągnął :) Podoba mi się tematyka, którą zdecydowałaś się podjąć. Zostaję tu na dłużej. :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam. :)
Tą tematyką interesowałam się już wczesniej, ale dopiero teraz, zdecydowałam spróbować w niej swoich sił :)
UsuńPrzeczytane! Jestem zaskoczona historią. Jack teraz musi opiekować się sierotkami? Muszę Ci się przyznać, że uwielbiam twój szablon. Naprawdę jest przepiękny! Co do treści, przeczytałam prolog bardzo szybko, ale no co ja poradzę, że uwielbiam twój styl pisma?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Mogę ci tylko powiedzieć, że to nie Jack.
UsuńJeszcze pytasz? Pewno, że zaglądnę! No to rośnie mi karaibska konkurencja... Wyśmienicie! Wreszcie zdobędę nieco motywacji do kolejnych rozdziałów :D Zapowiada się ciekawie!
OdpowiedzUsuńFanów piratów również zapraszam do siebie. Ahoj!
www.jacksparrow-inlove.blogspot.com
Ojej, jest mi niesamowicie miło, że wpadłaś. Już do ciebie lecę :)
UsuńZ góry przepraszam za kilka pierwszych rozdziałów 1wszej części. Pisane dawno dawno temu nie trzymają się siebie zbytnio, mam w planach ich poprawę :)
UsuńMój Boże ! Kocham ! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Piratów pod każdą postacią, jaka istnieje, ubóstwiam ! Najlepszy pocałunek na statku Willa i Elizabeth w " Na krańcu świata " ahahahahaa !
Wspaniały prolog, jak się cieszę, że zaczynasz to opowiadanie ! Kocham, kocham, kocham !<3
Layls
Tak, ja też uwielbiam Willa i Elizabeth :)
UsuńKocham to! Cudowny blog! Pisz dalej! Jak najszybciej dodaj kolejny rozdział ! Błagam! Będę na niego czekać! Super pomysł! Życzę weny!
OdpowiedzUsuńRozdział jest już gotowy, czekam tylko na stosowny moment na dodanie go :)
UsuńJeju *.* jeju świetne!Uwielbiam Piratów i chętnie będę czytała bloga ^.^
OdpowiedzUsuńDodałam twojego bloga do kredytu na moim :3
Dziękuję bardzo. Cieszę się, że mój blog ci się podoba :)
UsuńW końcu znalazłam trochę czasu, żeby przeczytać prolog.
OdpowiedzUsuńMoże i nie jestem fanką piratów i tych wszystkich histori z nimi związanymi, to post mi się podobał. Taki nastrój, opisy - wszystko było mega. Możesz być z siebie dumna :D Czytałam na jednym wdechu i czekam na kolejny rozdział. Jestem strasznie ciekawa dalszych losów Jovity :)
Oj uwierz mi, dalsza historia Jovity będzie megaciekawa :)
UsuńHej, hej! Bardzo lubię piratów, no i Sparrowa. Przeczytałam i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba treść i zapoznanie z fabułą. Za wiele powiedzieć nie mogę, bo to dopiero prolog, ale na pewno będę czytać i lecisz do mnie do zakładki "polecam" :D
OdpowiedzUsuńO, jeśli to nie byłby problem i mogłabyś mnie powiadamiać na moim blogu o nn :D A jak nie, to trudno, sama będę zaglądać :D
Wyłapałam także kilka błędów, mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli je wymienię:
- "Nadeszło cos gorszego." - brakuje kreseczki nad s, to pewnie zwykła literówka:)
- "siedziały we wielkiej szafie" - siedziały w wielkiej szafie.
- "Dwie płakały, jednak jednak z podniesioną głową wyglądała zza szparki w drzwiach szafy." - sądzę, że to po prostu przeoczenie :) ale powtarza się jednak.
- "Dziewczynka, która jako jedyna uszu nie miała zatkanych własnym szlochem słyszała zbliżające się z dołu kroki." - to zdanie ogólnie, jest dla mnie nielogiczne. Brakuje też przecinka między szlochem i słyszała.
- "To jednak z sióstr." - znów ten sam błąd. Powinno być jedna, a jest jednak.
- "Tylko jednak z dziewczynek zauważyła dlaczego." - no i znów.
Nie będę wypisywać wszystkich zdań, w których brakuje przecinka, ale to tak nie razi w oczy :) No to, co... Życzę powodzenia w pisaniu i wytrwałości :D Mam nadzieję, że pomysły ci się nie skończą.
CM Pattzy
[ http://at-your-command.blogspot.com/ ]
Dziękuję bardzo za cenne uwagi. Z samego rana poprawię błędy.
UsuńBardzo cieszę się, że założyłaś bloga właśnie o takiej tematyce :3 Chciałabym Cię prosić czy mogłabyś zmienić ustawienia tak aby można było czytać w wersji mobilnej to bardzo ułatwiło by mi i pewnie wielu innym osobom czytanie twojego bloga nie tylko na komputerze, ale także na komórce i tablecie
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJuż jest wersja mobilna, mam nadzieję, że jest łatwiej :)
UsuńDziekuje, bardzo mi to pomogło
Usuń"Wiatr wiał dziś niemiłosiernie. Wszyscy spodziewali się dzisiaj deszczu" - powtórzenie słowa "dziś" .
OdpowiedzUsuńHm, generalnie zaintrygowałaś mnie nieco. Przede wszystkim pierwszy raz spotykam się z blogiem o takiej tematyce. Ale i nie najgorzej piszesz. Pojawiło się parę błędów, mogłabyś pomyśleć nad betą, bo piszesz naprawdę ciekawie.
Jak się domyślam, dziewczynki wyrosną na młode piratki, ciekawe. NIespotykane. Co prawda dziwi mnie, że staremu piratowi chce się użerać z trójką znalezionych dzieciaków, ale kto wie co starcowi strzeliło do łba. Ciekawie, podoba mi się. ;]
Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://wilcze-dzieje.blogspot.co.uk, ja z Twojego zaproszenia skorzystałam i nie żałuję, a może i Ty polubisz moje wilkołaki. ;)
W pierwszym rozdziale wszystkiego dowiadujemy się o tym starym piracie :)
UsuńJak ja uwielbiam Piratów z Karaibów! Z ogromną ekscytacją i radością zaczęłam czytać Twojego bloga. Prologiem jestem zachwycona. Po świętach na pewno przeczytam resztę rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt! ;)
Dziękuję, bardzo mi miło, że kolejna osoba zainteresowała się moim blogiem :)
UsuńWciągający prolog, historie o piratach wprost uwielbiam.
OdpowiedzUsuń